Podpytujemy przewodnika co myśli o wycieczce do parku narodowego czy warto wydać 15 CUC za wstęp? Raczej nam odradza bo mówi, że nie ma sezonu nie będzie flamingów i ogólnie nie będzie za dużo ptaków. Poleca nam inne rzeczy. Idziemy za jego namową i jedziemy snoorklować i zwiedzać okolice. W Zatoce Świń jest wiele świetnych miejsc do nurkowania oraz snorklowania. W tym celu przyjeżdżają tutaj specjalnie zorganizowane wycieczki z Varadero. W wielu miejscach można z wejść z lądu i posnorklować z fajnymi widoczkami. Na pewno nie są to jakieś niebotyczne wrażenia ale jest ładnie i bardzo przyjemnie. Zapewne, aby dotrzeć do tych najfajniejszych miejsc trzeba doczepić się do zorganizowanej wyprawy. Zatrzymujemy się w miejscu poleconym przez przewodnika, ok którym czytaliśmy też w przewodnikach-CUEVA DE LOS PECES. Jest to rodzaj oczka wodnego, zatopionej jaskini w której można ponurkować. Podobno jest połączona z zatoką. Nic szałowego ale warto samemu się przekonać. Natomiast jest super zejście do samej zatoki, przejrzysta woda i trochę rybek. Zatem bardzo dobre miejsce do pływania z maską i rurką.
Zwiedzamy też Playa Giron w którym stoi pawilon- muzeum zwycięstwa nad amerykanami z 1961r. W zasadzie będąc dokładnym trzeba by powiedzieć, że było to zwycięstwo nad kubańskimi emigrantami, których wyszkoliło CIA i wysłało na Kubę aby ci obalili Castro. Inwazja nieudała się ponieważ kubański wywiad zdobył o niej informację i odpowiednio się na nią przygotował wysyłając bardzo duże siły wojskowe w rejon spodziewanego lądowania. Inwazja została krwawo stłumiona. Reżim Castro wziął mi. amerykańskich agentów do niewoli. Wymienił ich po pewnym czasie na leki o dużej wartości. W miasteczku trwał akurat jakiś festyn sportowy. Odbywały się biegi zespołowe. My załapaliśmy się na imprezę po biegach. Ależ oni tańczą! Niesamowicie się ruszają! Rum lał się strumieniami.
Kręcąc się po okolicy spotkaliśmy w krzakach i na drzewie takich gości "przy talerzu"!
Sępy
Sępy
Popołudniu leniuchowaliśmy na plaży w Playa Largo. Wiał silny wiatr na wodzie szaleli katesurferzy. Jemy też pyszną kolację z owoców morza. Gospodarze przygotowali dla nas krewetki, ryby i homara. Mniam! Pierwszy raz w życiu jem homara i wiem, że nie ostatni! To będzie moja ulubiona potrawa na Kubie. Co ciekawe kurczak i homar często kosztują tyle samo!!
Rano wyruszamy z Playa Larga przez Playa Giron do Cieunfuegos. Najpierw musimy pokonać inwazję krabów na drodze licząc, że nie złapiemy kapcia co podobno często się zdarza od ostrych pancerzyków. W tych filmach i materiałach nie ma ani kawałka przesady! Dokładnie tak było, kraby, kraby wszędzie po horyzont, na całej jezdni!
Na koniec zagdaka (nikt z ostatniego odcinka nie podchwycił zabawy-może teraz się uda):
Co tu się zadziało na tym zdjęciu?
Dzień 5,6,7- Trinidad
Na początek odpowiedź na zagadkę zdjęciową, którą zadałem w ostatnim odcinku. Otóż na tym zdjęciu widzimy suszenie ryżu. Tak na Kubie suszy się różne ziarna i rośliny. Rozsypuje się je po jednej stronie drogi na asfalcie. Ziarna suszą się na jezdni a na koniec przychodzą panowie lub panie z miotłami i … zamiatają ryż do worków. W zasadzie to nie tylko ryż bo innym razem widzieliśmy suszenie czerwonej fasoli. Gdy widzi się takie obrazki to płukanie ryżu przed gotowaniem nabiera innego sensu.
Po około 2 godzinach jazdy docieramy do Cienfuegos. To tylko, krótki przystanek w drodze do Trinidadu. Zatrzymujemy się na 2 godzinki w okolicach najstarszej części miasta. Miasto nie robi piorunującego wrażenia ale ma przyjemny kolonialny charakter. Jest niedziela zatem na ulicach można spotkać wielu kubańczyków, którzy spędzają czas razem z rodzinami. W wielu miejscach ludzie siedzą w większych grupach i grają w różne gry. My trafiamy do czegoś w rodzaju ośrodka kultury gdzie jest koncert gitarowy połączony ze śpiewem. Przyjemnie wypić kawę w takim towarzystwie.
Jak w każdym szanującym się mieście musi być pomnik Jose Marti
Po tym jak pokręciliśmy się trochę po Cienfuegos wyruszamy w dalszą drogę do Trinidadu i docieramy tam w okolicach 13-14. Wyruszamy na poszukiwania miejsc noclegowych. Nie jest łatwo znaleźć coś fajnego bez rezerwacji na 2 noce w jednym miejscu, żeby były jeszcze 2 pokoje. Dość długo chodzimy od domu, do domu w ogromnym upale co daje nam mocno w kość. Słońce praży niemiłosiernie! W końcu lądujemy w bardzo przyjemnym miejscu, godnym polecenia. Casa Particulares, która przewrotnie nazywa się Hostal El Mirador i jest dosłownie tuż obok dworca autobusowego i dwa kroki od centrum starówki. https://mycasaparticular.com/en/accommodation/hostal-el-mirador
Pokój z lodówką, łazienką i klimatyzacją w maju kosztował nas 25 CUC. Na początku właściciel chciał 30 CUC my powiedzieliśmy, ze za 25 weźmiemy i za tyle poszło. Bardzo dobre warunki, stary kolonialny dom ze starymi meblami w pokojach. Na dachu spory taras z bardzo ładnym widokiem na całe stare miasto a patrząc w drugą stronę w oddali widać morze. Śniadanie można zamówić serwowane przy stolikach na dachu za 5 CUC osoba. Jednak trzeba przyznać, że nie jest ono jakoś szczególnie urozmaicone. Można się najeść ale jedliśmy zdecydowanie lepsze w innych casach na Kubie. Po wejściu do pokojów dajemy sobie czas na regenerację sił.
Żeby uniknąć zesmażenia na słońcu decydujemy się wyjść z pokojów dopiero popołudniu. Wyruszamy na spacer po mieście w poszukiwaniu obiadu. Tu spotyka nas pierwsza niemiła niespodzianka. Ceny są mocno przesadzone (niekiedy nawet kosmiczne). Bardzo trudno znaleźć coś konkretnego w przystępnych granicach. Niestety okazuje się też, że wszystkie punkty typu pizza mają przerwy i nie pracują. Jesteśmy zatem zdani na restauracje. Po bardzo długich poszukiwaniach udaje nam się znaleźć jedno miejsce, gdzie nie wydamy majątku coś jedząc. udało nam się zjeść kotlety z wieprzowiny z ryżem, fasolą i zestawem warzyw za coś ok 4 CUCe. Wszystko było mało smaczne a wieprzowina bardzo twarda. Nie jestem przekonany, że to ta sama knajpa ale było to gdzieś w tej okolicy. ( https://www.google.pl/maps/place/Paladar+Malibran/@21.8044996,-79.9855167,20z/data=!4m13!1m7!3m6!1s0x8f2ae442eda9e0c5:0x67eb7506b2b15089!2sTrinidad,+Kuba!3b1!8m2!3d21.7960343!4d-79.9808143!3m4!1s0x0:0xb766b3d363af5e3c!8m2!3d21.8043823!4d-79.9852699%20) Jednak zdecydowanie nie ma co tego miejsca polecać bo jedzenie było słabe. Jedyny jego plus to cena. Widać, że w Trinidadzie nie będzie łatwo a dojenie turystów będzie uskuteczniane na poziomie „ile się da”. Popularność wśród turystów i opinie najpiękniejszego miasta kolonialnego na świecie powielane w Internecie i przewodnikach robią swoje. Po obiedzie trochę kręcimy się mieście a następnie decydujemy się pojechać na plażing. Kierujemy się na polecaną na forum Playa Ancon. Jest okolica godziny 17-18 a słoneczko dalej przyjemnie grzeje i jest bardzo przyjemnie. Obiektywnie trzeba przyznać, że plaża nie jest zła jednak do najpiękniejszych plaż na Kubie na pewno bym jej nie zaliczył. Jest piasek, jest morze nawet są palmy ?… ale do karaibskich plaż z folderów reklamowych jej sporo brakuje. Muszę jednak przyznać, że byliśmy poza sezonem i wiatr oraz prądy wodne powodowały, że w wodzie było sporo wodorostów czego podobno w sezonie raczej nie ma.
Po plażowaniu wracamy do miasta stając na stacji benzynowej żeby zatankować. Przed sobą mamy jeszcze sporo kilometrów do zrobienia podczas wyjazdu dlatego decydujemy się zatankować do pełna. Niby standardowa procedura, każdy kierowca w życiu choć raz tankował zatem zastanawiacie się po co w ogóle pisać o tankowaniu? Dokładnie tak jak myślicie coś musiało się wydarzyć. Otóż po zatankowaniu do pełna wokół samochodu zrobiła się całkiem duża kałuża paliwa! Zaczęło nam ciec paliwo! Z baku i z różnych elementów podwozia kapało nam paliwo! Nie jest to raczej pożądana sytuacja w samochodzie! ? Jechać takim samochodem się nie decydujemy zatem spychamy auto na parking i zastanawiamy się co robić? Na stacji jest nawet biuro Cubacar ale w niedzielny wieczór jest ono zamknięte. Wraz z upływem czasu kapanie staje się słabsze i ustaje. W tyle głowy powraca głos gościa z wypożyczalni w Hawanie, że auto zatankowane jest „prawie do pełna” bo z jakiegoś powodu nie mogło być całkowicie do pełna i żebyśmy uważali przy tankowaniu. Wtedy nie drążyliśmy tematu bo wskaźnik wskazywał pełny bak jednak teraz te słowa nabierają nowego znaczenia. Nie ma to jak wypożyczyć auto z dziurawym bakiem… ? Z wypożyczalnią nie wiele jesteśmy wstanie zdziałać w niedzielny wieczór dlatego po tym jak wyciek ustał, auto trochę przeschło wyruszyliśmy do naszej casy. Był lekki stresik przy odpalaniu i tej kilkuminutowej jazdy. Człowiek ma świadomość jak łatwopalne są opary paliwa, ciężko uciec od takich myśli. Parkujemy pod hotelem i postanawiamy obserwować czy dalej będzie kapać. Jeżeli problem nie ustanie w będziemy interweniować w biurze Cubacar. Po zachodzie słońca wyruszamy w miasto.
Tutaj kolejne rozczarowanie. Nie widać ani trochę z cudownej magii tego miasta opisywanej w przewodnikach. Słynne schody na, których według relacji i przewodników co wieczór są tańce, muzyka i wspaniała zabawa owszem są w mieście ale nie wiele się na nich dzieje. W dodatku w już na dole są przegrodzone płotkiem i żeby wejść na nie wyże trzeba zapłacić za wstęp! Za to dolne schodki, te nieogrodzone okupowane są przez turystów z komórkami gdyż znajduje się tam Hotspot WIFI…. Cudowna magia … ? Decydujemy się pokręcić po mieście i owszem ładnie jest ale du** nie urywa. Uderza w oczy jednak to, że wszystko jest zrobione pod turystów i nie spotkamy nawet kawałka autentyczności. Smutny to obraz. Myślę, że wielu turystów może być zadowolonych zwiedzając Trinidad jednak to zdecydowanie nie nasz klimat. Chyba (całe szczęście) jesteśmy bardziej wymagającymi podróżnymi. Zgłodniałem na koniec dnia i decydujemy się zjeść kolacje. Lekko zaskakujące jest to, że wieczorem łatwiej jest znaleźć miejsce na kolację niż w dzień na obiad. Ceny są lekko przyjaźniejsze przez to, że pojawiają się „specjalne oferty typu menu dnia”.
Bardzo polecam restaurację Meson El Bucanero gdzie można bardzo smacznie zjeść. Ceny dań z karty wysokie ale na tablicy przed wejściem wypisane zestawy, których w karcie nie było za dużo lepsze pieniądze. Jedliśmy tam w trakcie pobytu w Trinidadzie 2 razy. Zestaw z owocami morza z 8CUC. Składał się z bardzo smacznego kawałka ryby, homara, kraba i krewetek, wszystko podane z białym ryżem i warzywami. Do wejścia tam zachęcił nas kelner, który machał do nas i tańczył salsę zachęcając nas do wizyty. W środku była jeszcze tylko jedna para turystów. Mimo to zdecydowaliśmy się wejść i nie żałowaliśmy. Porcje były duże, jedzenie smaczne a w oczekiwaniu na kolację kelner porwał do tańca moją narzeczoną i dawał nam lekcje salsy. Na koniec kiedy druga para wyszła z knajpki i zostaliśmy sami urządziliśmy sobie z nim długą pogawędkę o Trinidadzie, okolicy, Kubie i o tym ja się żyje na Kubie. Bardzo dobrze mówił po angielsku i czas miło mijał. Poopowiadał nam o tym jak żyje się na Kubie. O tym, że w jeden dzień w knajpie potrafi zarobić tyle ile przez pół miesiąca w szkole w której uczy muzyki. Powiedział nam też, trochę o tym co będzie się działo w Trindadzie 1-wszego maja z okazji święta pracy. Knajpa ze względu na jedzenie, atmosferę oraz ceny po stokroć godna polecenia!https://www.tripadvisor.co.uk/Restaurant_Review-g285731-d10212628-Reviews-Restaurante_Meson_el_Bucanero-Trinidad_Sancti_Spiritus_Province_Cuba.html Kelner przekazał nam, że pierwszomajowy pochód zacznie się bladym świtem w okolicy godziny 6-7 na placu przy Hotelu Iberostar a później cały dzień będzie trwał tam festyn. Ze względu na zmęczenie i wczesną porę, rano po przebudzeniu przez budzik nie zdecydowaliśmy się udać się tam już na pochód. Plan na ten dzień jest taki, że wyruszamy w góry Topes de Collantes, tam zdecydujemy który szlak wybrać na pieszą wycieczkę. Co prawda kelner odradzał nam jechanie tam samochodem bo jak to określił drogi są niebezpieczne i górskie a turyści mogą mieć wg niego problemy z pokonaniem trasy. Te obawy były bardzo przesadzone i żadnych większych ani mniejszych trudności tam nie spotkaliśmy.
Zdecydowaliśmy się na szlak do wodospadu. Więcej wspólnego to miało raczej ze spacerem po lesie niż z chodzeniem po górskich szlakach. Co nie zmienia faktu, że mógłbym się tam poważnie uszkodzić ponieważ na jednym ze stromych zejść poślizgnąłem się na bardzo śliskim i zabłoconym kamieniu i zrobiłem całkiem konkretnego fikołka w stronę urwiska. Całe szczęście upadek zamortyzowały liście i małe drzewka na których wylądowałem. Dobrze, że tam były bo mogłem się nich złapać i nie poleciałem niżej co mogłoby się skończyć bardzo źle. Odbyło się bez większych strat. Poza ogólnym upaćkaniem w błocie i podrapanej nodze nic mi nie było. Cały szlak bardzo przyjemny sporo fajnej fauny i flory. Spotkaliśmy węże, egzotyczne ptaki i fajne rośliny. Na końcu szlaku znajduje się wodospad z małym jeziorkiem w którym przyjemnie się pokąpać w bardzo zimnej, górskiej wodzie. Szkoda tylko, że wstęp na szlak jest płatny 10CUC. Trochę dużo myślę, że 5CUC byłoby bardziej adekwatną stawką.
Po powrocie do Trinidadu udajemy się na wspomniany już wyżej festyn z okazji Święta Pracy. Na miejscu duże zaskoczenie. Plac zamienił się w totalną melinę, gdzie trudno spotkać kogoś trzeźwego. O Kubańskiej (znanej nam muzyce) trudno nawet marzyć. Wszędzie leżą puste butelki po rumie. A plac tańczy w rytm Despacito i innych tego typu hitów. Pokręciliśmy się trochę i ewakuowaliśmy na wieczorne plażowanie. Nie było sensu kręcić się tam dłużej w śród tylu pijanych ludzi trudno było czuć się bezpiecznym. Wieczorem plaża, spacer po mieście i szykowanie planu na następny dzień.
Istnieje ryzyko, że @Gaszpar w międzyczasie dostał kolejne lukratywne zlecenie, a jak napisał może to trwać i 5 tygodni, wypada więc nam uzbroić się w cierpliwość
:-)
Niestety od dwóch dni leżę chory plackiem i nawet w klawiaturę nie mam siły stukać. drugi odcinek jest prawie gotowy mam nadzieje, ze dziś go wrzucę.Wysłane z iPad za pomocą Tapatalk
Czekamy na resztę, jestem ciekaw czy moje wyobrażenia o Kubie odpowiadają rzeczywistości
8-) Tylko tu chyba jest jakiś błąd:Gaszpar napisał: co ważne karty turysty nie można kupić na miejscu! Trzeba się w nią zaopatrzyć na miejscu. I ostatnie zdjęcie Ci zjadło.
Termity
Gniazdo termitów
Dzikie pszczoły
Dzikie pszczoły
Podpytujemy przewodnika co myśli o wycieczce do parku narodowego czy warto wydać 15 CUC za wstęp? Raczej nam odradza bo mówi, że nie ma sezonu nie będzie flamingów i ogólnie nie będzie za dużo ptaków. Poleca nam inne rzeczy. Idziemy za jego namową i jedziemy snoorklować i zwiedzać okolice.
W Zatoce Świń jest wiele świetnych miejsc do nurkowania oraz snorklowania. W tym celu przyjeżdżają tutaj specjalnie zorganizowane wycieczki z Varadero. W wielu miejscach można z wejść z lądu i posnorklować z fajnymi widoczkami. Na pewno nie są to jakieś niebotyczne wrażenia ale jest ładnie i bardzo przyjemnie. Zapewne, aby dotrzeć do tych najfajniejszych miejsc trzeba doczepić się do zorganizowanej wyprawy. Zatrzymujemy się w miejscu poleconym przez przewodnika, ok którym czytaliśmy też w przewodnikach-CUEVA DE LOS PECES. Jest to rodzaj oczka wodnego, zatopionej jaskini w której można ponurkować. Podobno jest połączona z zatoką. Nic szałowego ale warto samemu się przekonać. Natomiast jest super zejście do samej zatoki, przejrzysta woda i trochę rybek. Zatem bardzo dobre miejsce do pływania z maską i rurką.
Zwiedzamy też Playa Giron w którym stoi pawilon- muzeum zwycięstwa nad amerykanami z 1961r. W zasadzie będąc dokładnym trzeba by powiedzieć, że było to zwycięstwo nad kubańskimi emigrantami, których wyszkoliło CIA i wysłało na Kubę aby ci obalili Castro. Inwazja nieudała się ponieważ kubański wywiad zdobył o niej informację i odpowiednio się na nią przygotował wysyłając bardzo duże siły wojskowe w rejon spodziewanego lądowania. Inwazja została krwawo stłumiona. Reżim Castro wziął mi. amerykańskich agentów do niewoli. Wymienił ich po pewnym czasie na leki o dużej wartości. W miasteczku trwał akurat jakiś festyn sportowy. Odbywały się biegi zespołowe. My załapaliśmy się na imprezę po biegach. Ależ oni tańczą! Niesamowicie się ruszają! Rum lał się strumieniami.
Kręcąc się po okolicy spotkaliśmy w krzakach i na drzewie takich gości "przy talerzu"!
Sępy
Sępy
Popołudniu leniuchowaliśmy na plaży w Playa Largo. Wiał silny wiatr na wodzie szaleli katesurferzy. Jemy też pyszną kolację z owoców morza. Gospodarze przygotowali dla nas krewetki, ryby i homara. Mniam! Pierwszy raz w życiu jem homara i wiem, że nie ostatni! To będzie moja ulubiona potrawa na Kubie. Co ciekawe kurczak i homar często kosztują tyle samo!!
Rano wyruszamy z Playa Larga przez Playa Giron do Cieunfuegos. Najpierw musimy pokonać inwazję krabów na drodze licząc, że nie złapiemy kapcia co podobno często się zdarza od ostrych pancerzyków. W tych filmach i materiałach nie ma ani kawałka przesady! Dokładnie tak było, kraby, kraby wszędzie po horyzont, na całej jezdni!
http://www.rp.pl/Swiat/170429110-Inwazja-krabow-w-Zatoce-Swin.html#ap-1
http://www.polsatnews.pl/wiadomosc/2017-04-26/inwazja-krabow-na-kubie-skorupiaki-wedruja-do-morza/
Na koniec zagdaka (nikt z ostatniego odcinka nie podchwycił zabawy-może teraz się uda):
Co tu się zadziało na tym zdjęciu?
Na początek odpowiedź na zagadkę zdjęciową, którą zadałem w ostatnim odcinku. Otóż na tym zdjęciu widzimy suszenie ryżu. Tak na Kubie suszy się różne ziarna i rośliny. Rozsypuje się je po jednej stronie drogi na asfalcie. Ziarna suszą się na jezdni a na koniec przychodzą panowie lub panie z miotłami i … zamiatają ryż do worków. W zasadzie to nie tylko ryż bo innym razem widzieliśmy suszenie czerwonej fasoli. Gdy widzi się takie obrazki to płukanie ryżu przed gotowaniem nabiera innego sensu.
Po około 2 godzinach jazdy docieramy do Cienfuegos. To tylko, krótki przystanek w drodze do Trinidadu. Zatrzymujemy się na 2 godzinki w okolicach najstarszej części miasta. Miasto nie robi piorunującego wrażenia ale ma przyjemny kolonialny charakter. Jest niedziela zatem na ulicach można spotkać wielu kubańczyków, którzy spędzają czas razem z rodzinami. W wielu miejscach ludzie siedzą w większych grupach i grają w różne gry. My trafiamy do czegoś w rodzaju ośrodka kultury gdzie jest koncert gitarowy połączony ze śpiewem. Przyjemnie wypić kawę w takim towarzystwie.
Jak w każdym szanującym się mieście musi być pomnik Jose Marti
Po tym jak pokręciliśmy się trochę po Cienfuegos wyruszamy w dalszą drogę do Trinidadu i docieramy tam w okolicach 13-14. Wyruszamy na poszukiwania miejsc noclegowych. Nie jest łatwo znaleźć coś fajnego bez rezerwacji na 2 noce w jednym miejscu, żeby były jeszcze 2 pokoje. Dość długo chodzimy od domu, do domu w ogromnym upale co daje nam mocno w kość. Słońce praży niemiłosiernie! W końcu lądujemy w bardzo przyjemnym miejscu, godnym polecenia. Casa Particulares, która przewrotnie nazywa się Hostal El Mirador i jest dosłownie tuż obok dworca autobusowego i dwa kroki od centrum starówki.
https://mycasaparticular.com/en/accommodation/hostal-el-mirador
Pokój z lodówką, łazienką i klimatyzacją w maju kosztował nas 25 CUC. Na początku właściciel chciał 30 CUC my powiedzieliśmy, ze za 25 weźmiemy i za tyle poszło. Bardzo dobre warunki, stary kolonialny dom ze starymi meblami w pokojach. Na dachu spory taras z bardzo ładnym widokiem na całe stare miasto a patrząc w drugą stronę w oddali widać morze. Śniadanie można zamówić serwowane przy stolikach na dachu za 5 CUC osoba. Jednak trzeba przyznać, że nie jest ono jakoś szczególnie urozmaicone. Można się najeść ale jedliśmy zdecydowanie lepsze w innych casach na Kubie. Po wejściu do pokojów dajemy sobie czas na regenerację sił.
Żeby uniknąć zesmażenia na słońcu decydujemy się wyjść z pokojów dopiero popołudniu. Wyruszamy na spacer po mieście w poszukiwaniu obiadu. Tu spotyka nas pierwsza niemiła niespodzianka. Ceny są mocno przesadzone (niekiedy nawet kosmiczne). Bardzo trudno znaleźć coś konkretnego w przystępnych granicach. Niestety okazuje się też, że wszystkie punkty typu pizza mają przerwy i nie pracują. Jesteśmy zatem zdani na restauracje. Po bardzo długich poszukiwaniach udaje nam się znaleźć jedno miejsce, gdzie nie wydamy majątku coś jedząc. udało nam się zjeść kotlety z wieprzowiny z ryżem, fasolą i zestawem warzyw za coś ok 4 CUCe. Wszystko było mało smaczne a wieprzowina bardzo twarda. Nie jestem przekonany, że to ta sama knajpa ale było to gdzieś w tej okolicy. ( https://www.google.pl/maps/place/Paladar+Malibran/@21.8044996,-79.9855167,20z/data=!4m13!1m7!3m6!1s0x8f2ae442eda9e0c5:0x67eb7506b2b15089!2sTrinidad,+Kuba!3b1!8m2!3d21.7960343!4d-79.9808143!3m4!1s0x0:0xb766b3d363af5e3c!8m2!3d21.8043823!4d-79.9852699%20)
Jednak zdecydowanie nie ma co tego miejsca polecać bo jedzenie było słabe. Jedyny jego plus to cena.
Widać, że w Trinidadzie nie będzie łatwo a dojenie turystów będzie uskuteczniane na poziomie „ile się da”. Popularność wśród turystów i opinie najpiękniejszego miasta kolonialnego na świecie powielane w Internecie i przewodnikach robią swoje.
Po obiedzie trochę kręcimy się mieście a następnie decydujemy się pojechać na plażing. Kierujemy się na polecaną na forum Playa Ancon. Jest okolica godziny 17-18 a słoneczko dalej przyjemnie grzeje i jest bardzo przyjemnie. Obiektywnie trzeba przyznać, że plaża nie jest zła jednak do najpiękniejszych plaż na Kubie na pewno bym jej nie zaliczył. Jest piasek, jest morze nawet są palmy ?… ale do karaibskich plaż z folderów reklamowych jej sporo brakuje. Muszę jednak przyznać, że byliśmy poza sezonem i wiatr oraz prądy wodne powodowały, że w wodzie było sporo wodorostów czego podobno w sezonie raczej nie ma.
Po plażowaniu wracamy do miasta stając na stacji benzynowej żeby zatankować. Przed sobą mamy jeszcze sporo kilometrów do zrobienia podczas wyjazdu dlatego decydujemy się zatankować do pełna. Niby standardowa procedura, każdy kierowca w życiu choć raz tankował zatem zastanawiacie się po co w ogóle pisać o tankowaniu? Dokładnie tak jak myślicie coś musiało się wydarzyć. Otóż po zatankowaniu do pełna wokół samochodu zrobiła się całkiem duża kałuża paliwa! Zaczęło nam ciec paliwo! Z baku i z różnych elementów podwozia kapało nam paliwo! Nie jest to raczej pożądana sytuacja w samochodzie! ? Jechać takim samochodem się nie decydujemy zatem spychamy auto na parking i zastanawiamy się co robić? Na stacji jest nawet biuro Cubacar ale w niedzielny wieczór jest ono zamknięte. Wraz z upływem czasu kapanie staje się słabsze i ustaje. W tyle głowy powraca głos gościa z wypożyczalni w Hawanie, że auto zatankowane jest „prawie do pełna” bo z jakiegoś powodu nie mogło być całkowicie do pełna i żebyśmy uważali przy tankowaniu. Wtedy nie drążyliśmy tematu bo wskaźnik wskazywał pełny bak jednak teraz te słowa nabierają nowego znaczenia. Nie ma to jak wypożyczyć auto z dziurawym bakiem… ? Z wypożyczalnią nie wiele jesteśmy wstanie zdziałać w niedzielny wieczór dlatego po tym jak wyciek ustał, auto trochę przeschło wyruszyliśmy do naszej casy. Był lekki stresik przy odpalaniu i tej kilkuminutowej jazdy. Człowiek ma świadomość jak łatwopalne są opary paliwa, ciężko uciec od takich myśli. Parkujemy pod hotelem i postanawiamy obserwować czy dalej będzie kapać. Jeżeli problem nie ustanie w będziemy interweniować w biurze Cubacar. Po zachodzie słońca wyruszamy w miasto.
Tutaj kolejne rozczarowanie. Nie widać ani trochę z cudownej magii tego miasta opisywanej w przewodnikach. Słynne schody na, których według relacji i przewodników co wieczór są tańce, muzyka i wspaniała zabawa owszem są w mieście ale nie wiele się na nich dzieje. W dodatku w już na dole są przegrodzone płotkiem i żeby wejść na nie wyże trzeba zapłacić za wstęp! Za to dolne schodki, te nieogrodzone okupowane są przez turystów z komórkami gdyż znajduje się tam Hotspot WIFI…. Cudowna magia … ? Decydujemy się pokręcić po mieście i owszem ładnie jest ale du** nie urywa. Uderza w oczy jednak to, że wszystko jest zrobione pod turystów i nie spotkamy nawet kawałka autentyczności. Smutny to obraz. Myślę, że wielu turystów może być zadowolonych zwiedzając Trinidad jednak to zdecydowanie nie nasz klimat. Chyba (całe szczęście) jesteśmy bardziej wymagającymi podróżnymi. Zgłodniałem na koniec dnia i decydujemy się zjeść kolacje. Lekko zaskakujące jest to, że wieczorem łatwiej jest znaleźć miejsce na kolację niż w dzień na obiad. Ceny są lekko przyjaźniejsze przez to, że pojawiają się „specjalne oferty typu menu dnia”.
Bardzo polecam restaurację Meson El Bucanero gdzie można bardzo smacznie zjeść. Ceny dań z karty wysokie ale na tablicy przed wejściem wypisane zestawy, których w karcie nie było za dużo lepsze pieniądze. Jedliśmy tam w trakcie pobytu w Trinidadzie 2 razy. Zestaw z owocami morza z 8CUC. Składał się z bardzo smacznego kawałka ryby, homara, kraba i krewetek, wszystko podane z białym ryżem i warzywami. Do wejścia tam zachęcił nas kelner, który machał do nas i tańczył salsę zachęcając nas do wizyty. W środku była jeszcze tylko jedna para turystów. Mimo to zdecydowaliśmy się wejść i nie żałowaliśmy. Porcje były duże, jedzenie smaczne a w oczekiwaniu na kolację kelner porwał do tańca moją narzeczoną i dawał nam lekcje salsy. Na koniec kiedy druga para wyszła z knajpki i zostaliśmy sami urządziliśmy sobie z nim długą pogawędkę o Trinidadzie, okolicy, Kubie i o tym ja się żyje na Kubie. Bardzo dobrze mówił po angielsku i czas miło mijał. Poopowiadał nam o tym jak żyje się na Kubie. O tym, że w jeden dzień w knajpie potrafi zarobić tyle ile przez pół miesiąca w szkole w której uczy muzyki. Powiedział nam też, trochę o tym co będzie się działo w Trindadzie 1-wszego maja z okazji święta pracy. Knajpa ze względu na jedzenie, atmosferę oraz ceny po stokroć godna polecenia!https://www.tripadvisor.co.uk/Restaurant_Review-g285731-d10212628-Reviews-Restaurante_Meson_el_Bucanero-Trinidad_Sancti_Spiritus_Province_Cuba.html
Kelner przekazał nam, że pierwszomajowy pochód zacznie się bladym świtem w okolicy godziny 6-7 na placu przy Hotelu Iberostar a później cały dzień będzie trwał tam festyn. Ze względu na zmęczenie i wczesną porę, rano po przebudzeniu przez budzik nie zdecydowaliśmy się udać się tam już na pochód. Plan na ten dzień jest taki, że wyruszamy w góry Topes de Collantes, tam zdecydujemy który szlak wybrać na pieszą wycieczkę. Co prawda kelner odradzał nam jechanie tam samochodem bo jak to określił drogi są niebezpieczne i górskie a turyści mogą mieć wg niego problemy z pokonaniem trasy. Te obawy były bardzo przesadzone i żadnych większych ani mniejszych trudności tam nie spotkaliśmy.
Zdecydowaliśmy się na szlak do wodospadu. Więcej wspólnego to miało raczej ze spacerem po lesie niż z chodzeniem po górskich szlakach. Co nie zmienia faktu, że mógłbym się tam poważnie uszkodzić ponieważ na jednym ze stromych zejść poślizgnąłem się na bardzo śliskim i zabłoconym kamieniu i zrobiłem całkiem konkretnego fikołka w stronę urwiska. Całe szczęście upadek zamortyzowały liście i małe drzewka na których wylądowałem. Dobrze, że tam były bo mogłem się nich złapać i nie poleciałem niżej co mogłoby się skończyć bardzo źle. Odbyło się bez większych strat. Poza ogólnym upaćkaniem w błocie i podrapanej nodze nic mi nie było. Cały szlak bardzo przyjemny sporo fajnej fauny i flory. Spotkaliśmy węże, egzotyczne ptaki i fajne rośliny. Na końcu szlaku znajduje się wodospad z małym jeziorkiem w którym przyjemnie się pokąpać w bardzo zimnej, górskiej wodzie. Szkoda tylko, że wstęp na szlak jest płatny 10CUC. Trochę dużo myślę, że 5CUC byłoby bardziej adekwatną stawką.
Po powrocie do Trinidadu udajemy się na wspomniany już wyżej festyn z okazji Święta Pracy. Na miejscu duże zaskoczenie. Plac zamienił się w totalną melinę, gdzie trudno spotkać kogoś trzeźwego. O Kubańskiej (znanej nam muzyce) trudno nawet marzyć. Wszędzie leżą puste butelki po rumie. A plac tańczy w rytm Despacito i innych tego typu hitów. Pokręciliśmy się trochę i ewakuowaliśmy na wieczorne plażowanie. Nie było sensu kręcić się tam dłużej w śród tylu pijanych ludzi trudno było czuć się bezpiecznym. Wieczorem plaża, spacer po mieście i szykowanie planu na następny dzień.