0
Gaszpar 17 października 2014 01:09
Zapraszam Was na relację z miesięcznej podróży do Indii. Dzisiaj już wiem, że ambitne plany pisania relacji na żywo się nie wyszły. Szczerze wszystkich, którym się to udaje podziwiam! Relacja była pisana w Indiach, podczas podróży tak więc może przyjmiemy konwencję „na żywo z odtworzenia” zobaczymy jak wyjdzie :)

Pisząc początek relacji siedzę wygodnie, w "arbuzie" A-330 linii lotniczej Air France na wysokości 37 tysięcy stóp , który aktualnie wylatuje z Iranu i wkracza do przestrzeni powietrznej Afganistanu. Raczę się szampanem albowiem narodowy francuski przewoźnik częstuje pasażerów klasy ekonomicznej najprawdziwszym francuskim trunkiem. Zatem Wasze zdrowie! :)

Każda historia powinna być kompletna zatem warto zacząć od początku. Chęć wyprawy do Azji pojawiła się dużo wcześniej, jednak z różnych powodów nie mogła ona przejść z fazy planowania do etapu realizacji a to nie było czasu (to chyba główny powód) innym razem brakowało środków itp. Jednak ostanie, długie, moje studenckie wakacje chcieliśmy z narzeczoną- Magda dobrze spożytkować. Postanowiliśmy- spinamy tyłki, zbieramy fundusze, ogarniamy wszystkie inne zajęcia tak aby miesiąc można było zarezerwować na wyprawę. Z takimi założeniami łatwiej było szukać tanich lotów lub czekać na dobrą okazję.

Dlaczego Indie? Chyba głównie dlatego, że to kraj ciekawy, sporych kontrastów, ogromny i co bardzo Pod uwagę braliśmy jeszcze inne kraje azjatyckie. Czynnikiem głównym miały być koszty na miejscu i tani dolot.

Ostatecznie wybór padł na Indie gdy na stronie głównej http://www.fly4free.pl pojawił się artykuł o tanich lotach z Warszawy do Bombaju.
http://www.fly4free.pl/tanie-loty-do-bombaju-delhi-goa/
Połączenie z miasta w, którym mieszkamy do miasta w Indiach, bez żadnego kombinowania, z łatwym zakupem i powrotem po miesiącu prosto na "macierzyste" Lotnisko Chopina za 700zł. Nie pozostało nic innego jak kupować.

Tak się akurat złożyło, że w momencie pojawienia się informacji o tanich Indiach na wakacje byłem w pracy i ciężko, bardzo ciężko było mi dostać się do komputera, szaleńcza akcja i..... mamy 2 bilety na miesiąc do Azji! Chciałem w tym miejscu podziękować wszystkim przyjaciołom i znajomym, którzy wiedząc o moich planach wydzwaniali i SMS-wali do mnie, oraz pomagali w zakupie biletów. Akcja była kosmiczna z problemami ale ostatecznie się udało. Szczególne podziękowania wysyłam @Kamil i @M3lm4k. Reszcie serdeczne dzięki za mobilizowanie i dopingowanie!

"Okazja" na tak tanie loty pojawiła z związku z rozpoczęciem operowania przez Jet Airways (9W) na trasie CDG-BOM co w połączeniu z dolotem LOT-em do Paryża dało bardzo dobrą cenę. Dopiero gdy spokojnie przejrzałem się rezerwacji, po jakimś tygodniu zorientowałem się, ze loung haul mamy na biletach 9W ale rejsy wykonywane będą przez Air France. Plan lotów wygląda tak:

3 sierpnia LO 333 19.55- 22.10 WAW-CDG
4 sierpnia AF 218 10.50 - 23.25 CDG-BOM
1 września AF 217 2.15- 8.50 BOM-CDG
1 września LO 336 19.30- 21.40 CDG-BOM

Mamy jeszcze kupione 3 loty wewnętrzne w Indiach, z których najprawdopodobniej zrobi się 5... Gdyż Jet Airways skasował nam 2 rejsy i przebokował na inne z przesiadkami. W związku z tym, że zmienione połączenia nie bardzo nam pasują po wylądowaniu w Bombaju będziemy starać się trochę modyfikować plan lotów.

Po zakupie biletów trzeba było przystąpić do ogarniania spraw formalnych i zdrowotnych. Wyrobienie wizy to koszt 232zł i dwukrotne odwiedzenie firmy BLS w Warszawie (wnioski można też wysyłać pocztą ale za chwil kilka wizę obywatele Polscy otrzymają na lotnisku po przybyciu. Wtedy odwiedzanie firmy BLS w Warszawie nie będzie już konieczne. Więcej "zabawy" było ze szczepieniami. Odnalezienie karty szczepień, przekopanie się przez listy zalecanych i stronę WHO zajęło trochę czasu. Ostatecznie okazało się, że potrzebowaliśmy zaszczepić się na WZW A i dur , ale tego drugiego nie zrobiliśmy gdyż za późno się za to zabraliśmy i nie uzyskalibyśmy pełnej odporności podczas wyjazdu a szczepionka do tanich nie należy. Na końcu została kwestia malarii. Lekarka podczas wizyty po receptę na Malarone gdy usłyszała słowo malaria wyraźnie zbladła. Po chwili gdy dokładnie opisałem o co chodzi i co potrzebuję, podałem nazwę handlową leku a system komputerowy przychodni posiadał go w swojej bazie i "wypluł" go na receptę lekarka odzyskała kolor. Jeszcze tylko trzeba było podpytać pacjenta jak lek ten się dawkuje (musi znajdować się na recepcie) i ... można było przystawić pieczątkę oraz życzyć przyjemnej podróży:)

Pierwszy etap podróży przebiegał bardzo spokojnie. Na lotnisko przybyliśmy ok 18.30. W Warszawie bez problemu udało nam się nadać bagaże bezpośrednio do Bombaju (mam nadzieję, że lecą razem z nami). Niedzielny wieczór na Lotnisku Chopina okazał się mocno senny. Bardzo mało pasażerów, przejście kontroli bezpieczeństwa zajęło zaledwie 2minuty. W strefie zastrzeżonej zdążyliśmy się zdrowo wynudzić. Rejs do Paryża wykonywany był Embraerem 175 z załoga pod dowództwem Pani Kapitan Aleksandry Pieczkin-Lisowskiej.

Image
Nasza dzisiejsza załoga

Image
Doskonale wszystkim znany lotowski Embrion

LF = 56% (46/82). Załoga pokładowa bardzo miła, szefowa pokładu starsza, druga stewardessa zdecydowanie młodsza. Bardzo lubię lotowskie Embraery, dla pasażera są bardzo przyjemne. Sporo miejsca na nogi a układ 2-2 zamiast 3-3 jest zdecydowanie bardziej wygodny. Niestety uważam, że LO strzela sobie w... stopę obecnym serwisem pokładowym. Zdaję sobie sprawę, że na locie trwającym nieco ponad 2h kawałek bułki i sok nie są niezbędne ale... gdy konkurencja daje taką możliwość oferta LO wygląda słabo. Woda i nieśmiertelne Prince- Polo to za mało. Wystarczyłoby rotować wafelkiem (nie cały czas to samo!) Podać herbatę, kawę, sok i słodki napój-serwis taki jak robi Eurolot na rejsach własnych. Koszty nie były by chyba znacznie większe a przyjemne wrażenie po locie byłoby trwalsze, nie zacierałoby starań załogi i pewnie procentowało by pozytywnie w przyszłości. Personel latający to naprawdę duży plus na większości rejsów LO ale serwis jest za słaby. To moje zdanie, gdyby to szło w parze byłoby idealnie.

Image

Skorzystałem z płatnego cateringu na tym locie, ceny są jak najbardziej OK uważam, że za jakość, którą proponują 10zł za sporą kanapkę jest przystępna wartością na wysokości 11km nad ziemią. Jednak siedząc w ostatnim rzędzie Embriona gdy na pokładzie było zaledwie 46 osób i tylko niewielka część skusiła się na płatny catering zakupiłem(bo nie wybrałem) ostatnią kanapkę nie tą, którą chciałem. Jednak tak jak przekonywała Szefowa Pokładu kanapka z mozarellą była równie świetna jak mięsna. Jadłem ciabatkę z kurczakiem wcześniej i uważam, że obydwie są bardzo smaczne. Tak czy siak wyboru nie miałem a gdyby jeden pasażer więc skusił się na jedzenie zostałaby mi sałatka....

Image

Image

Lądowanie na podparyskim lotnisku de Gaulle'a z panoramą Paryża i Wieżą Eiffla doskonale widoczną w tle po prawej stronie 15min przed czasem, długie kołowanie i wyjście przez rękaw do terminala 1. Z T1 musieliśmy dostać sie do T2E skąd odjeżdżał nasz bus do hotelu. Pierwsze wrażenie z lotniska CDG- jakie ono ogromne! Przesiadałem się wcześniej na bardzo dużym lotnisku we Frankfurcie ale wszystko odbywało się w ramach *A czyli jednego terminala. Tutaj była konieczność jego zmiany i powiem szczerze, mając niewiele czasu nie chciałbym się na tym lotnisku przesiadać.

Image
Długa prosta do lotniska de Gaulle'a z widokiem na Paryż

Jest ogromne! Z T1 do T2 zawozi nas automatyczna kolejka po drodze zatrzymując się mi. na T3, czas przejazdu 8-10min. Gdy wysiądziemy na Terminalu 2 okazuje się, ze jest podzielony na kilka mniejszych np. A, B, C, D, E, F, G . Jak już dostaniesz się do konkretnego terminala, w naszym przypadku T 2E, najpierw przejść ,musisz kontrolę paszportową. Następnie okazało się, że T2E jest podzielony na kilka pirsów mi. K, L,czy M z którego odlatywaliśmy. Żeby dostać z się do skrzydła M musimy jechać kolejnym automatycznym pociągiem. Dopiero na miejscu czeka nas kontrola bezpieczeństwa ale nawet tam jesteśmy segregowani na kolejne dwie kolejki zieloną i pomarańczową (niestety nie wiem jakie były kryteria). Wydaję się to być bardzo skomplikowane, w praktyce tak nie jest ale zdecydowanie trzeba być czujnym! Ostatecznie od naszego wejścia do T2E do zakończenia kontroli bezpieczeństwa minęło ok 45minut.

Image
Stacja kolejki lotniskowej

Image
tablica odlotów w terminalu 2

Image
Wnętrze T2E pirs M

Image
Pasące się Arbuzy Air France pod terminalem

Image
Strefa rozrywki w T2E-M. Na podróżnych czekają darmowe Play Station

Pod bramka M43 czekał już na nas zaparkowany Airbus A-330 (F-GZCH). Boarding zaczął się o czasie ale wylot nastąpił z piętnasto minutowym opóźnieniem. Udało nam się zająć wcześniej zarezerwowane miejsca 38 A i B i można było kierować się na Bombaj. Dużo naczytałem się przed lotem złych opinii o AF a to, że załoga nie miła, innym razem, że zagubione bagaże itp. Żadna z nich na moim locie się nie potwierdziła. Odniosłem wręcz przeciwne wrażenie. Załoga nie padała do stóp pasażerom ale swoją prace wykonywała bardzo dobrze. Przez pierwszą część lotu praktycznie cały czas krążyła po kabinie dbając o to aby nikomu niczego nie brakowało. Zaraz po stracie pierwszy serwis z przekąskami, napojami zimnymi i alkoholowymi w tym z francuskim szampanem w klasie ekonomicznej, chwilkę później serwis z ciepłymi napojami ledwie się zakończył a załoga rozdawała już pierwszym pasażerom specjalne zestawy obiadowe, następnie przystąpiono do serwowania zestawów z karty dla reszty pasażerów. Do wyboru tak jak na zdjęciu.

Image
Nasz Airbus A-330 (F-GZCH)

Image
Wnętrze klasy ekonomicznej

Image
Starter na dobry początek

Image
Menu obiadowe

Image
oraz napojowe

My zdecydowaliśmy się na dania kuchni francuskiej,bo przez miesiąc będziemy żywić się indyjskim jedzeniem no i przecież lecimy francuskimi liniami. Zostałem pozytywnie zaskoczony cateringiem, zestaw był bardzo smaczny (szczególnie kurczak z makaronem) a ciastko na deser było wyśmienite. Dużo naczytałem się o samolotowym jedzeniu, byłem przygotowany na coś kiepskiego w stylu byle nie być głodnym a to tak mi posmakowało, że poprosiłem załogę o drugi zestaw gdyby coś im zostało. Niestety europejskie jedzonko rozeszło się w całości i zaproponowano mi zestaw indyjski. Z propozycji skorzystałem i miałem okazję porównać obydwa. Drugi wypadł zdecydowanie gorzej. Ryż, pieczone ziemniaki i sos warzywny. Był suchy i bez smaku po dodaniu pikla zrobił się bardziej zjadliwy ale do smakowitości francuskiego było mu bardzo daleko. Do tego jogurt naturalny i makaron ze słodkim sosem. Zdecydowanie gorszy zestaw nie polecam a doradzam wybór francuskiego. Po obiedzie serwis z ciepłymi napojami, później jeszcze lody następnie załoga zgasiła światła w kabinie, sporo pasażerów poszło spać a w tylnej kuchni wystawione były przekąski, napoje bezalkoholowe o te z alkoholem trzeba było poprosić załogę ale bez żadnego słowa wyciągała co było trzeba z odpowiednich szufladek. Co można było wypić zawierającego procenty? Do wyboru Heineken, 2 rodzaje wina czerwonego (obydwa bardzo dobre), 2 wina białego ( również bardzo dobre, te tylko próbowałem od Magdy), szampan, koniak i brandy- tych nie próbowałem.

Image
Zestaw europejski, bardzo smaczny.

Image
Zestaw indyjski dużo gorszy

Image
Na deser szampan

Dość bogaty IFE, sporo nowych filmów, trochę klasyki, dużo muzyki, kiepskie gry. Szkoda , że dostępna tylko jedna kamera dla pasażerów, chciałbym więcej. Strasznie wkurzało mnie to, że gdy wybierałem mapę z trasą lotu to wybrana przeze mnie muzyka zmieniała się na muzykę na stałe przypisaną do mapy… Nie mogłem wybrać opcji mapa plus moja lista utworów albo wybrany kanał radiowy. Strasznie dla mnie było to uciążliwe i kiepskie ale ogólnie IFE mi się podobało choć widać, że to sprzęt już trochę starszej daty. Miejsca na nogi mi nie brakowało przy wzroście 184, było bardzo OK do momentu gdy hinduska siedząca przede mną rozłożyła się jak tylko można było swoim fotelem bez żadnego uwaga albo czy nie będzie przeszkadzać?. Od tego czasu podróż stała się dla mnie bardzo nie przyjemna. Nie docierało do niej, że moja przestrzeń życiowa zmalała poniżej potrzebnego minimum. Zreflektowała się dopiero gdy zacząłem jej kolanami dziurę w oparciu wygniatać...i jej komfort ku mojej uciesze zdecydowanie zmalał. Podciągnęła fotel na tyle, że nie było tragicznie a tylko bardzo źle. Wyjście z miejsca przy oknie było bardzo trudne i nie przyjemne. Ogólnie strasznie mnie to denerwowało ale cóż zrobić uparła się i tyle. Z lekcji tej będą dwa wnioski: albo tak samo jak ta babka będę miał wszystko gdzieś albo nie będę nigdy się tak rozwalał. Jednak wydaję mi, że drugi sposób jest lepszy a dla takich co lubią leżeć uważam, że są odpowiednie łóżka z przodu samolotu :) Co innego gdyby to był lot nocny ale na lotach dziennych takie zachowanie uważam za buractwo.

Image
W powietrzu, nad Europą, Jeziora w okolicach granicy szwajcarsko-niemieckiej

Image
Iran z widziany z 11km nad ziemią

Lądowanie w Bombaju ok 10minut przed czasem. Terminal nr 2 jest bardzo nowoczesny i ładny. Szybka kontrola imigracyjna odbiór bagażu a tuż przed wyjściem do strefy ogólnodostępnej (która wcale taka ogólnodostępna nie jest bo bliscy czekają przed budynkiem bez prawa wstępu do terminala) należało przejść procedurę celną. "Białych" wyłapywano z kolejki i przepuszczano bez żadnych formalności. Następnie udaliśmy się zamówić taksówkę prepaid. Stanowisko jest bardzo dobrze oznakowane, po drodze mija się kilka kierunkowskazów. Uwaga na miejscu można płacić tylko gotówką! Przy stanowisku znajduje się bankomat a 15m dalej kantor. Jak to bywa na lotniskach nie ma on dobrych kursów ale czasami skorzystać trzeba. Co ważne kantory dają zaświadczenie o wymianie pieniędzy, bez tego papieru podobno czasami mogą być problemu z płatnościami w niektórych miejscach. Wyczytaliśmy, że nie można np. kupić biletu na kolej bez udokumentowania pochodzenia gotówki. Wymagane jest tam okazanie właśnie dokumentu z kantoru bądź wydruku z bankomatu. Dlatego warto zachować sobie ten kawałek papieru i korzystać z niego później. Po wymianie pieniędzy można było zakupić przejazd. Musimy podać adres gdzie chcemy zostać zawiezionym, liczbę osób oraz liczbę i wielkość bagażu. Nie wiem czy już tutaj nas oszukano ale zamiast 2 bagaży na paragonie pojawiły się trzy co zobaczyłem dopiero w taksówce- trzeba płacić tz. "gapowe". Dostajemy dwa paragony jeden dla nas drugi dla kierowcy. Na naszej kopii jest nr rejestracyjny pojazdu oraz strefa w której ma być zaparkowany samochód. Należy zejść poziom niżej gdzie przed terminalem czekają na nas taksówki. Oczywiście inni taksiarze chętnie pomagają w odnalezieniu właściwej taksówki i ulokowaniu bagażu ale zaraz potem domagają się napiwków. Nasz kierowca nie odzywał się do nas przez cały kurs na końcu zagaił niespodziewanie po angielsku, że należy mu sie napiwek. Dodam tylko, że wszyscy wspominają o tym, również obsługa na stanowisku gdzie opłacamy przejazd powtarza, ze napiwków nie dajemy!

Image

Ok godziny 0:40 dotarliśmy do hotelu. Rezerwowałem go przez Internet na Expedii z jednej z multiwyszukiwarek z racji późnego przybycia do Bombaju. Miał bardzo dobre opinie. Jednak hotelarz postanowił zrobić nam psikusa bo umieścił nas w sąsiednim hotelu w innych warunkach. Nie było się jak dogadać z obsługą ani czasu na wybrzydzanie, kilka godzin można się przemęczyć. Grzyb na ścianach po kilkunastu minutach nie wydawał się taki straszny, szkoda, ze klimatyzacja nie chłodziła tylko grzała i było bardzo gorąco. Na całe szczęście był wiatrak i jakoś udało się przespać. Nocleg nie był tani, jak na warunki jakie dostaliśmy to zapłaciliśmy zdecydowanie za dużo.
Grzyb na ścianach ogromny ale nowy płaski TV z Satelitą obowiązkowy :)Dziś dużo tekstu mało zdjęć. Dzień w biegu mało czasu na zwiedzanie i robienie zdjęć

Dzień 2gi- zderzenie kulturowe.

Zaczynamy od pobudki 8 rano zafundowanej przez obsługę, skoro macie nocleg ze śniadaniem to Wam je przyniesiemy jako pierwszym... 2wie kromki tostowego chleba, jakiś rodzaj omletu jajecznego i herbata (obowiązkowo z mlekiem). Wieczorem a raczej w nocy widziałem jak wygląda "kuchnia" i w związku z tym nie miałem zbyt dużej chęci na jedzenie. Nasz nocleg był na północy Bombaju. Lądowaliśmy późnym wieczorem, praktycznie w nocy więc wybraliśmy nocleg blisko lotniska. Ostatecznie zebraliśmy się z hotelu ok godz.11 a chcieliśmy dostać się do centrum w okolice Bramy Indii i dworca kolejowego CMT. Chcieliśmy znaleźć nocleg, wpaść do biura linii Jet Airways i zakupić bilety kolejowe na następny dzień. Mimo zweryfikowanego konta na clertrip.in nie udało nam się kupić biletów przez Internet wcześniej gdyż ile raz próbowaliśmy tyle razy pojawiał sie komunikat o problemie dotyczącym serwera Kolei Indyjskich. Tak więc zostaliśmy bez biletów kolejowych.

Image
nasz wczorajszy dodatkowy lokator w pokoju :)

Image

Planowaliśmy dojechać do Centrum metrem albo pociagiem. Jednak po paru chwilach podjechał do nas tuk tuk i kierowca pyta sie czy nas nie podrzucić? Spytaliśmy o cenę. Najpierw padło 800 Rp, podziękowaliśmy. Podczas rozmowy zatrzymał się drugi tuk tuk. Ten jednak powiedział, że do Centrum nas nie zawiezie bo tam tu-tuki jeździć nie mogą. Wtem dogania nas ten pierwszy i pyta za ile nas podrzucić kolejna negocjacja, brak porozumienia, odchodzimy dalej tuk tukarz mówi, że 400 to za mało ale przystajemy na 500 Rp. Jesteśmy ciut na północ od lotniska, czytałem wcześniej, ze 500 z lotniska to normalna cena na usługi prepaid taxi zatem uznałem ją za w miarę w porządku. Jak on nas tam zawiezie skoro nie może wjeżdżać tuk tukiem do centrum ? Nie wiem ale wsiadamy do tuk tuka i jedziemy.

Śmieszne wrażenie zawsze azjatyckie podróże niskobudżetowe musza sie wiązać z podróżami tymi pojazdami. Nasz przedsiębiorczy kierowca nie jechał z nami zbyt długo. Dowiózł nas do jakiegoś postoju taxi tam zrobił nam przesiadkę do taksówki sam opłacając taksówkarza. Dał mu 200 Rp i powiedział, że ten zawiezie nas do centrum i żebyśmy mu nic nie dopłacali. Cóż 200Rp to zdecydowanie za mało za kurs z miejsca w którym byliśmy ale to nie nasz problem. Dojazd taksówką był zły z 2 powodów
1) ogromne korki- pociągiem dojechalibyśmy zdecydowanie szybciej. Transport samochodem zajął nam zdecydowanie ponad godzinę. A to dystans 25km.
2) Akcja jaka się później wydarzyła. Niewiele po starcie włączył się taksometr w aucie. Jak wiadomo, mało kto z turystami chce jeździć z włączonym bo wtedy stawki dla zagranicznych turystów są zdecydowanie jeszcze bardziej śmiesznie małe a tutaj nagle zadziałał. Wiedziałem również, że 200 Rp nie starczy na taki kurs bo wg stawek to za kilometr powinno wyjść ok 400 Rp. Zatem węszyłem kłopoty ale nie chciałem wcześniej zaczynać tego tematu. Nie pomyliłem się kierowca na koniec stwierdził, że wyszło mu 170Rp więcej niż dostał od tamtego i chce dopłaty. Powiedzieliśmy mu, że umowa była inna i musi dogadywać sie, ze swoim znajomym. Oczywiście kierowca nie był jego znajomym, pierwszy raz zapewne się widzieli i chce przynajmniej 150 Rp bo będzie do tyłu. Mówimy mu, że to nie nasz problem i wysiadamy. Chciał przytrzymać mój plecak ale szybko mu go zabrałem. Wysiadając jeszcze raz mu powiedzieliśmy, że to nie nasz problem tylko tych ich. Gdy odeszliśmy kawałek kierowca podjechał do nas na wstecznym prosząc chociaż o 50 Rp. Nie znalazł u nas współczucia i po stanowczych dwóch" NO" odczepił się i odjechał. Nie wiem czy faktycznie tuktukarz go wycyckał to nie mój problem sądzę, jednak, że to zaplanowana akcja tych dwóch bo taksiarz nie pojechał by do Centrum za 200 Rp nie mając pewności, że ten pierwszy w razie co mu nie dopłaci. Chyba, że pierwszy zrobił go w wała…

Następnie pokręciliśmy sie trochę po okolicy i udaliśmy się zmienić nasze loty krajowe do biura Jet Airways. Tak jak pisałem wcześniej loty, które kupiłem zostały skasowane. Tam zmiany tego co nam bez żadnego kontaktu z nami wcisnęli (4 pojedyncze rezerwacje OW )zajęło im ponad 2h! Pomyślałem sobie, że gdyby hindusi czytali F4F.com i w takim tempie kupowali bilety to byli by autorami komentarzy na stronie głównej typu (nie widzę biletów w takiej cenie 5h po wrzuceniu nowego newsa) :) Najważniejsze, ze sie udało i nawet dobrze się stało, że skasowali nam pierwotne rezerwacje bo w zw. z tym mogliśmy je lepiej pod pasować, na takie jakie teraz nam bardziej odpowiadają. Zatem lecimy tak:
24.08 na trasie MAA-GOI z międzylądowaniem w Bangalore. JET LITE
31.08 na trasie GOI-BOM-MAA przy czym chcemy wykorzystać tylko odcinek GOI-BOM. JET AIRWAYS.

Następnie udaliśmy się w okolice Gate of India na poszukiwania hotelu. Przeczytaliśmy w przewodnikach, że znajduje się tam całkiem spora liczba niskobudżetowych miejsc do spania. Przechodząc obok hotelu Tadż zagadał do nas hindus z pytaniem czy nie szukamy noclegu. Powiedział, że może nam kilka miejsc pokazać. Rozmawiał dobrze po angielsku i wydawał sie nam się sympatyczny dlatego się zgodziliśmy. Spytał czego szukamy i pokazał kilka lokalizacji. Zaprowadził nas w fajne miejsca z akceptowalnymi cenami. Ostatecznie wybraliśmy coś w rodzaju pokoju, pensjonatu gościnnego (guest hause). Za duży pokój z wiatrakiem i oknem, czystą pościelą i wspólną łazienką zapłaciliśmy 600 Rp. Cena wydawała nam się bardzo OK tym, bardziej, że pensjonat był trzecim budynkiem na prawo od hotelu Tadż i stał jako pierwszy od morza. Pokój był trochę zniszczony ale najważniejsze, że czysty jak na indyjskie warunki. Niestety nie miał Internetu i nie mogliśmy zakupić biletów na kolej. Właściciel hotelu zaproponował, że możemy kupić bilety w jego agencji turystycznej nie opodal hotelu. Jednak okazało, się, że chce za tą przyjemność prawie 2x więcej niż gdybyśmy bilety kupili sami.

Image
Brama Indii

Podziękowaliśmy i udaliśmy się do pobliskiego Starbacksa znajdującego sie w hotelu Tadż (wejście z tyłu budynku) gdzie złapaliśmy Wifi i mimo problemów zakupiliśmy bilety na dzień następny do Aurangabadu. Wizyta w Starbaksie przyniosła też ciekawe obserwacje. Żeby wejść do lokalu trzeba przejść przez bramkę do wykrywania metali i pokazać zawartość toreb. Dwóch panów ochroniarzy w mundurch dość powierzchownie sprawdzali co mamy w plecakach a piszczeniem bramki sie zbytnio nie przejmowali. Jednak wejście do kawiarni z taką kontrolą daje troszeczkę do myślenia. Żeby połączyć się z WIFI trzeba podać swoje dane: Imię i Nazwisko, mail oraz nr telefonu na który kod do Wifi zostanie podany, Polski nie było na liście a samemu prefixu nie dało rady wpisać.... Były nawet Czechy, Węgry a Polski nie …Nosz k….a…

Pomogła nam pracownica Starbacksa, która użyczyła nam swojego nr telefonu i podała hasło. Bez tego nie połączylibyśmy się z tym konkretnym WIFI w Starbacksie. Na lotnisku obowiązywał ten sam system z ta tylko różnicą , że można było wybrać Polskę i SMS dotarł na mój numer. Skoro zatem telefon w Indiach wydaję się być bardzo pomocny, planowałem to zrobić i zabrałem nawet starszy aparat telefoniczny spytaliśmy pomocna Panią gdzie możemy kupić starter prepiad. Otóż w wielu ale my go kupić nie możemy ... a to dlatego, że aby kupić indyjski numer komórkowy trzeba mieć adres zameldowania/mieszkania w Indiach. Zatem połowę rzeczy albo i więcej weryfikują telefonicznie ale obcokrajowiec nie jest tego w stanie zrobić. Po zakupie biletów udaliśmy sie je jeszcze wydrukować gdyż taka informacja widniała na bilecie. Pomógł nam jeden z wcześniej spotkanych hindusów, którego spotkaliśmy po drodze. Też miał agencję turystyczną (oni chyba wszyscy mają agencje turystyczne) ... ale zaproponował, że druknie nam za darmo. Przede wszystkim było to dla nas wygodne bo mogliśmy wydrukować prosto z maila. W kserze chcieli abyśmy zgrali to na pendrive a ten był w hotelu. Przy okazji drukowania Pan zrobił dużą reklamę swoich usług posłuchaliśmy o cudownych wycineczków w rajskich sceneriach ale nie skorzystaliśmy z propozycji.

Image

Na koniec dnia udaliśmy się na jedzonko do restauracji poleconej przez hindusa- drukarza :)
Choć byli sami lokalsi znalazło się angielskie menu. Niestety karta oprócz tego, że potrawy są z kurczaka albo wegetariańskie nic nam nie mówiły. Zatem zaufaliśmy kelnerowi i było pysznie. Za 2 osoby, potrawy mięsne z kurczakiem, ryż, nany i wodę zapłaciliśmy 300 Rp.
Po kolacji poszliśmy jeszcze pod oświetloną Gate of India na zdjęcia i mały spacer. Wracając spotkaliśmy hotelowego naganiacza z rodzinka sprzedającego parasole. Pogadaliśmy trochę, nawet chcieliśmy od niego kupić parasol ale był trochę za duży dla nas. Zaproponował nam cenę 150 Rp twierdził, że to taka po jakiej kupuje ... :) Ale wracając wzdłuż bulwaru pytaliśmy z ciekawości ile za podobne parasole i im bliżej naszego spania cena rosła. Było to trochę zabawne bo szła tak 200,250,300,350 przy czym pytaliśmy za każdym razem inną osobę a ostatnia oferta nagle stopniała z 350 do 150 jak powiedzieliśmy, że pierwsza była za 150 Rp i powtórzyliśmy 3x NO. Cuda Panie :)

Image

Jeszcze troszeczkę napiszę o wymianie pieniędzy. Wzięliśmy gotówkę w Dolarach z myślą o wymianie na Rupie. Tak jak pisałem kantor na lotnisku to zawsze zły pomysł. Nie dość, że kursy słabe to jeszcze jakaś prowizja w zależności od ilości wymienianej waluty. Tak więc wymieniliśmy tam niewiele kasy, tyle aby starczyło „do pierwszego”…:) napotkanego kantoru w mieście z lepszymi kursami. Po zameldowaniu w hotelu zapytaliśmy w recepcji gdzie możemy wymienić walutę. Zaproponowali, że sami nam mogą wymienić po kursie
1$- 61,5 Rp jednak nie dostalibyśmy zaświadczenia. Udaliśmy sie do kantoru. Tam widniał Kurs 1$-59,5 Rp nie udało się nic wytargować a gdy poprosiliśmy o wymianę części kasy z zaświadczeniem kurs spadł do 58,5 Rp a do tego miała dojść prowizja. Ostatecznie podziękowaliśmy za wymianę i skorzystaliśmy z opcji na cinkciarza z recepcjonista. Jednak w międzyczasie wykonał on telefon do swojego odbiorcy dolarów i kurs spadł do 60,5 Rp za 1$.
Uwaga praktyczna zdecydowanie zarówno w kantorze jak i cinkciarze preferują większe nominały waluty. Tak więc lepiej brać grube Dolce niż mniejsze nominały.Przywołany do porządku przez forumowiczów viewtopic.php?f=18&t=58667&p=472080#p471965 wracam do pisania.

Dzień 3ci

Udało się kupić bilety na poranny pociąg 6.10 Mumbai CMT- Auragamabad 13.15 wybraliśmy na początek przygody z pociągami droższą klasę AC Chair Car z puli Taktal. Za dwa bilety zapłaciliśmy ze wszystkimi opłatami 1300 Rp (67zł).
Pociąg wyruszał wcześnie rano zatem chcieliśmy ogarnąć sobie taksówkę zawczasu. W recepcji powiedziano nam, że dzienny kurs na CMT dla turystów (czytaj białasów) kosztować powinien max 60 Rp. Pierwszy taksiarz powiedział, że pojedzie za 250 Rp... "Bo wie Pan to piata rano". Podziękowaliśmy i podpytaliśmy na postoju taksówek pod Bramą Indii czy stoją one cała noc i ile by to mogło kosztować. Taksiarze powiedzieli, że postój jest 24h koszt max 150Rp. Gdy rano podeszliśmy na postój złapaliśmy taksówkę za 100Rp o 5 rano trudno się targować o lepsze stawki
Na dworzec przybyliśmy bardzo wcześnie bo o 5.20 nie wiedzieliśmy jaka sytuacja będzie tam panować i jak długo zejdzie się nam z odnalezieniem pociągu, wagonu i miejsca. Chcieliśmy mieć bezpieczny zapas na wypadek jakiś wielkich tłumów itp. Jednak zajęło nam to dużo mniej czasu niż sadziliśmy. ok 5.35 siedzieliśmy juz wygodnie w wagonie. Każdy wagon jest opisany symbolem, dodatkowo na wyświetlaczach przy każdym z nich powieszonym nad peronem wyświetla się jego oznaczenie. Na boku pociągu jest wywieszona lista pasażerów uprawnionych do podróżowania z przypisanymi konkretnymi miejscami.

Image

Image

Image

Image

Sam wagon jest OK, na warunki indyjskie bardzo czysty. 2 siedzenia z jednej strony, 3 z drugiej, dużo miejsca na nogi. Siedzenia rozkładają się głęboko do pozycji leżącej.
Serwowane było cieple śniadanie. 2 tostowe chlebki z 2 "kotletami" warzywnymi. Panierowane, smażone kotlety z papki warzywnej... Dobrze, że był keczup bo ciężko byłoby bez niego to zjeść. :)

Image

Bliżej Aurangabadu ma być serwowanym ciepły lunch - ryż z warzywami. Po za tym ciepła kawa i herbata (mleczna, słodka) serwowana kilka razy. Po za tym co chwilkę ktoś chodzi i proponuje odpłatne mydło i powidło. Od jedzenia, picia (przekąski słone, kanapki, woda, pepsi, popcorn itd) do etui na karty płatnicze, telefon i zabawki. Co ciekawe są gniazdka elektryczne. Trasa ładna , szkoda tylko, że gdy przejeżdżaliśmy przez Ghaty było pochmurno i padało.

Image

W Aurangabadzie chcemy zobaczyć Bibi Ka Maqbara- mini Taj Mahal oraz wybrać sie do Elory i Adżanty.
Po ciężkich próbach wzięliśmy pokój w jednym z hoteli obok dworca. Cena wysoka bo 800 Rp ale przez to, że zwlekaliśmy ktoś zwinął nam pokój w bardzo dobry hotelu obok za 650 Rp. Cóż dopiero uczymy się jak to robić. Z tego co pokazał nam motoriksiarz nie byliśmy zadowoleni. Proponował nam on hotele za 500-550 Rupi po targach jednak wyglądały znacznie gorzej niż ten za 650- 5zł różnicy wiec chcieliśmy ten dużo lepsze. Gdy dowiedzieliśmy sie, że nasz pokój zniknął (faktycznie Pan pokazał książkę meldunkową, że 10min wcześniej kogoś zameldował) nie chcieliśmy już krążyć i wzięliśmy "executiva" z częścią do pracy :D i prywatna łazienka za 800 Rp. Gdyby nie brudne białe ściany i niezbyt czysta łazienka powiedziałbym, że hotel uszedł by nawet w PL."



Umówiliśmy się z ryksiarzem, że po godzinie przyjedzie po nas i zawiezie nas do Bibi Ka Maqbara. Gdy wsiadaliśmy juz do tuk tuka z recepcji wybiegł pracownik naszego hotelu i krzycząc kazał nam wysiadać. Nie wiedzieliśmy o co chodzi bo ani jeden ani drugi nie mówili dobrze po angielsku. Myśleliśmy, może że hotel ma jakieś "swoje riksze" od swoich zaprzyjaźnionych rikszarzy itd. Oczywiście zrobiło się zbiegowisko i nagle było tam z 20 osób obserwujących kłótnię tych dwojga. Znalazły się jakieś młode dziewczyny, które trochę mówiły (indgiiszem :) i pomogły. Okazało się, że Pan z recepcji „bronił” nas przed riksiarzem naciągaczem. Umówiliśmy sie z naszym na 120Rp RT, ale on teraz mówi, że rozmawialiśmy o cenie OW. Od dziewczyn dowiedzieliśmy się, że powinien wziąć 30 Rp za osobę. Ten bronił się, że 30 od głowy ale jak jadą 4 osoby... I tak w kółko. Skończyło się na tym, że zamówiony nie chciał zejść poniżej 110 Rp za kurs w jedną a jakiś, który się zatrzymał bo widział, zbiegowisko chciał 180 Rt i miał na nas zaczekać na nas na miejscu. Zatem zostaliśmy wsadzeni do nowego tuk tuka a tamten został z niczym pod hotelem. Ciekawe przeżycie :)

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Podczas drogi do małego Taj nasz nowy przyjaciel mówiący tylko kilka słów po angielsku dał nam poprowadzić Tuk tuka pod jego nadzorem. Sam zaproponował, całe szczęście był to prosty kawałek drogi bo jestem pewny, że zginęlibyśmy marnie na pierwszym napotkanym skrzyżowaniu :) O ruchu ulicznym w Indiach będzie jeszcze na pewno okazja napisać. Mega HARDCORE i tylko jedna zasada czyli większy ma zawsze rację.

Image

Image

Sam grobowiec ciekawy. Miejsce ładne zadbane. Wstęp dla obcokrajowców 100 Rp dla lokalsów ...5 Rp. Na miejscu sami hindusi żadnych "białasów" dlatego szybko staliśmy się atrakcją większą niż samo mauzoleum. Autentycznie poczułem się jak celebryta. Mnóstwo osób podchodziło i chciało abyśmy robili sobie z nimi zdjęcia oraz, żebyśmy im robili fotki. Wciskali nam na ręce dzieci i robili zdjęcia … Dla mnie to jakiś kompletny KOSMOS. W pewnym momencie musieliśmy zacząć mówić NIE bo nie dało się zwiedzać. Zadziałał efekt lawiny, gdy ktoś zobaczył, że inny zrobił sobie zdjęcie z białym to każdy chciał…. Udało sie to jakoś ogarnąć i dokończyliśmy zwiedzanie.

Image

Image

Image


Następnie poprosiliśmy aby ryksiarza podrzucił nas do sklepu z chemią. Takim trafem trafiliśmy do najstarszej części Aurangabadu. Nawet nie da się tego opisać. Gdyby chciano to jakoś nazwać to ciężko dobrać odpowiednie słowa ale chyba określenie piąty świat będzie już blisko! Totalny, totalny Sajgon. Wszędzie muchy, całe chmary, śmieci liczone chyba w tonach bo i gór nie można było zliczyć, psy, kozy, koty chodzące wszędzie obraz jak po tsunami.... A obok życie toczy się normalnie sprzedaje się mięso leżące w 30 stopniach na drewnianym wozie (podobnym jak u nas wozi się ziemniaki) przykryte kawałkiem szmaty a nad i na nim roje much(takie jak w bajkach aż ciemno od nich) To naprawdę nie wiarygodne wrażenie. Obok skaczą kozy, srają kury, biegają hordy psów, śmieci żrą krowy, popierdzieljaą szczury itp.
Jak sie na to człowiek napatrzy to nie dziwi się, że wszystkie ostatnie groźne, nowe wirusy wywodzą się z Azji. Idealna wylęgarnia tego typu odzwierzęcych patogenów. Przypomniały mi się tegoroczne zajęcia chorób ptaków o wysoko-zakaźnej grypie ptaków, zdjęcia z Azji i tłumaczenia Profesora o tym jak „rodzą się nowe wirusy” po tym co zobaczyłem nabrały innego wydźwięku i nic już nie dziwiło!
Warto zaznaczyć, że Aurangabad wioską nie jest bo liczy sobie około 1mln mieszkańców!

Image

Image

Image

Po powrocie udaliśmy się do kafejki aby kupić bilet na następny dzień, na pociąg. To jest absolutne szaleństwo z tymi pociągami. O sposobie zakupu nie będę się rozpisywał bo zrobił to Tygrysm w swojej relacji z Indii bardzo dobrze (obowiązkowa lektura dla chcących korzystać z indyjskich kolei) Dodam tylko od siebie planujcie wyprawę możliwie wcześnie, co zwiedzacie dokładnie, gdzie i kiedy. Zakładajcie konto na Clertrip-ie i kupujcie bilety najlepiej wtedy kiedy otwiera się sprzedaż - czyli 60dni przed odjazdem pociągu. Oczywiście są jeszcze taktale i pule dla turystów ale nie na wszystkie pociągi i nie wszędzie da się je kupić!! My nie kupiliśmy biletów wcześniej i cały czas mamy z tym problem. Na jutrzejszy pociąg bilety zakupiliśmy dopiero na stacji chyba z puli turystycznej. Jest trochę droższa i można ją kupić tylko w kasach ... ale najważniejsza, że jest!
Jedziemy jutro o 17.55 z Jalapur do Agry 8.35- ponad 14h zobaczymy czy przeżyjemy. Korzystamy z puli biletów dla turystów zagranicznych, mamy rezerwację w AC3 z łóżkami. Mam nadzieję, że przeżyjemy i się wyśpimy. Cały ten system rezerwacyjny biletów, jak dla mnie jest dziwny i mocno skomplikowany. Przeczytajcie sobie relacje Tygrysm jeżeli jedziecie do Indii i zamierzacie korzystać z pociągów a to praktycznie nieuniknione. Codziennie jeździ tutaj nimi około 20-23mln ludzi. Serwery kolei indyjskich obsługujące system rezerwacyjny są bardzo potężne i podobną są jednymi z największych na świecie. Jednak cały ten system pozwalający rezerwować jak się chce i zwracać kiedy się chce jest trochę dziwny jakby popatrzeć na to z boku. Jak pisał już Tygrysm hindusi kupują te bilety jak u nas niektórzy pulę PB za 1zł. Biorę bo są :) Tymczasem wczoraj byliśmy świadkami jak długa było kolejka za 5 ósma do okienka z anulacjami rezerwacji (o 20 zamykali biuro rezerwacji) Dopiero wtedy ci z waitlisty awansuja wyżej itd. Do końca nie wiesz czy pojedziesz. Ostateczna wiadomość czy podróżujesz czy nie pojawia się w systemie internetowym na 4h przed odjazdem. Gdzie się da wolimy korzystać z puli dla zagranicznych i mieć święty spokój – czyli wszystko potwierdzone. Wymaga to jednak wizyty w biurze rezerwacyjnym, przez Internet nie da się tych biletów nabyć. Niestety warto pamiętać, że tych biletów jest bardzo mało (np. 4 na pociąg) i w sezonie może być je bardzo trudno zdobyć, wiemy też, że np. w marcu do biura rezerwacji biletów dla turystów w Delhi trudno było nawet wejść - taki tam panował tłok. Uczymy się i chcemy ogarnąć potrzebne bilety kolejowe na resztę wycieczki. Problem jest tylko taki, że plan mamy elastyczny, tworzymy go i zmieniamy na bieżąco a zakup biletów to ograniczenia i limity a jak wiadomo ograniczenia i limity nie obowiązują mnie :) Tutaj to trudne ogarnąć wszystko co do dnia, nigdy nie wiesz do końca co cię czeka. Poza tym wymaga to mnóstwa pracy a na to nie miałem za dużo czasu przed samym wyjazdem. Wiem jedno- następna wycieczka do "dzikiego" kraju będzie dużo lepiej przygotowana i będzie miała praktycznie sztywny plan od początku.

Po zarezerwowaniu biletów poszliśmy na kolację. Wybór padł na najzwyklejszy "bar" gdzie widać było jedzących lokalsów. Żyjemy więc źle nie jest. Za kolację z dwoma Coca colami zapłaciliśmy 180 Rp. Dało się zjeść ale pomógł dopiero ketczup, który dostarczył nam kucharz patrząc na nasze miny :D .Pieczywko 3, 1 placek, 3 sosoy i limonki- thali. Do tego 2 pierożki na dokładkę z warzywnym nadzieniem.


Rano o 6 pobudka. 6.30 z Aurangabadu odjeżdża autobus do Adżanty. Z informacji turystycznej wiemy, że jeżdżą co pół godziny od 6.30 koszt to 40Rp, czas jazdy ok 3h, dystans 100km.
Jeszcze ciekawostka z dzisiejszej wizyty w biurze informacji turystycznej (oficjalna rządowa) –„taka sytuacja”. Wchodzi do niego za nami Pan stojący przed wejściem i proponujący Jeep-a na wynajem do Elory i Adżanty. My przyszliśmy zapytać o opcję budżetową -autobusy zatem nie byliśmy zainteresowani taxi. „Nasz nowy kolega” widząc nieporadność młodego, nowego pracownika IT i jego nie najlepszy angielski wysadził go z jego fotela, usiadł za jego biurkiem i wszystko dokładnie nam wytłumaczył. Oczywiście zakończył, że najlepiej i tak pojechać jego super Taxi. Sytuacja naprawdę śmieszna.Dzień czwarty 07.08.2014

Wstajemy później niż planowaliśmy i jedziemy na autobus o 7. Chyba w końcu zegar biologiczny ustalił, że jesteśmy w Indiach. Mimo, że to ledwie 3,5h różnicy przez to, że 2 razy wstaliśmy bardzo wcześnie nie mogliśmy się przestawić na czas indyjski. Za Tuk tuka z hotelu na dworzec autobusowy płacimy 20Rp. Na miejscu nie ma wielu ludzi, widać, że jest jeszcze trochę za wcześnie, życie budzi się tutaj na dobre około 8. Autobus już czeka, na początku gdy konduktor chce za bilet do Adżanty 120 Rp robimy awanturę bo przecież w IT mówili o 40 Rp!! Stwierdzamy, że chcą nas pojechać bez masła! Jednak po chwili namysłu, że w sumie to trochę mało, zapewnieniu konduktora, że to cena dla wszystkich i włączeniu się do rozmowy znającego dobrze język angielski hindusa (później się okazało, że to farmaceuta) problem się rozwiązał. W IT podali nam cenę do Elory nie do Adżanty. Aptekarz pokazał nam swój bilet i powiedział, że on też tyle płaci. Jesteśmy czujni ale może trochę przesadzamy? Po historiach znajomych, którzy byli w Azji i przeczytanych relacjach wolimy być ostrożni. Standardową historyjkę o nauczycielu mimo dopiero 4 dniowego pobytu już słyszeliśmy :)
Podróż autobusem okazała się być bardzo OK. Jechaliśmy nieco ponad 2h. W środku sami lokasi i my jako atrakcja dla miejscowych. Myślałem, że będzie zdecydowanie gorzej. Wygodne siedzenia, szeroko otwarte okna bez tłoku bardzo dbali o nas współpasażerowie mówiąc kiedy mamy wysiąść gdzie iść itd.

Image

Image

Nawet ci którzy nie mówili po angielsku, zagadywali skąd jesteśmy itp. aptekarz pełnił rolę tłumacza. Autobus po drodze zatrzymywał się podobnie jak u nas PKS, w 2-3 miastach wjechał na dworzec w mniejszych przy drodze gdy ktoś stał albo chciał wysiąść. Mniej więcej w połowie drogi był dłuższy przystanek na dworcu w jednym mieście ok 5-10 min. Była okazja coś zjeść nawet nie wychodząc z autobusu bo sprzedawcy sami wchodzili do środka lub podchodzili do okien. Podobnie jak w pociągach.


Dodaj Komentarz

Komentarze (26)

m3lm4k 17 października 2014 09:05 Odpowiedz
Przyjemnie sie czyta. Czekamy na kolejne czesci :)
olir1987 17 października 2014 10:46 Odpowiedz
czekam na więcej, zapowiada się fajnie no i cena lotu heh boska;)
klapio 29 października 2014 20:24 Odpowiedz
Bardzo fajnie się czyta, czekam na dalsze części :-)
marek2011 29 października 2014 21:21 Odpowiedz
No w tempie, które narzucił Kacper, relacja skończy się w 2020 :P
wro71 29 października 2014 21:41 Odpowiedz
Też ostatnio leciałem na tej trasie, wrażenia kulinarne bardzo fajne w czasie lotu do Bombaju, nieco gorzej podczas powrotu, ale on się odbywał w porze nocnej. Nie zgodzę się z tym, że rozłożenie fotelu bez uprzedzenia lub uzyskania zgody w porze dziennej to buractwo. Odnośnie wymiany walut: najlepiej w agencjach bankowych i większe kwoty (minimum 200 USD i kurs 65 INR za dolca). W New Delhi wymieniłem 10 dolców po kursie 53 INR. Zbiłeś kwotę za bilety do 700 PLN jakimś kodem czy tak pierwotnie było? Mnie na trasie WAW-CDG-BOM-DEL-BOM-CDG-PRG kosztowały ok 980 PLN. Czekam na kolejne odcinki relacji.
sko1czek 2 listopada 2014 16:47 Odpowiedz
Gaszpar, dzięki za relację, wybieram się do Bombaju w styczniu, bardzo się przyda.Małe sprostowanie: myślę, że nie ty byłeś główną atrakcją w Taj, ale blondynka widoczna na zdjęciach. Nie wiem, czy ty brałeś dzieci do zdjęcia na ręce czy ona? Hindusi uważają, że białogłowy przynoszą szczęście...
gaszpar 2 listopada 2014 17:11 Odpowiedz
Uwierz, że nie było dla nich różnicy czy wpychali mi na ręce dzieci czy mojej Magdzie ;) PS. To oczywiście jeszcze nie prawdziwy Taj :)
gosiagosia 2 listopada 2014 18:10 Odpowiedz
sko1czek 2 listopada 2014 20:37 Odpowiedz
To u mnie było inaczej- wszyscy te dzieci wciskali dziewczynie, z którą byłem. Albo mi się już zapomniało, bo mój jedyny wyjazd do Indii był w 2009 roku ;)
tygrysm 29 grudnia 2014 17:17 Odpowiedz
W końcu udało mi się doczytać! Super relacja - bardzo dobrze się ją czyta i wracają wspomnienia kłótni z tuktuk driverami - liczę na resztę ;)
natalia 29 grudnia 2014 18:38 Odpowiedz
Ciekawa relacja!
yourfashion1991 19 listopada 2015 15:01 Odpowiedz
Omg widoki cudowne, ale te śmieci ? Te świnki na ulicy , nie miałam pojęcia że tam jest taki bałagan na ulicy :O
dziabulek 29 września 2016 08:02 Odpowiedz
Fajna relacja, ale z ostatnich dwóch wpisów sporo zdjęć się nie wgrało. Tak mniej więcej co drugie.
olajaw 29 września 2016 09:16 Odpowiedz
U mnie nie widać czterech zdjęć z ostatniego posta :(
gaszpar 29 września 2016 09:23 Odpowiedz
Posprawdzam dzisiaj ich udostępnienie. Niestety wrzucam je na google a teraz strasznie pomieszali i utrudnili wrzucanie fotek :/
logis 29 września 2016 11:49 Odpowiedz
Fajna relacja, utwierdziła mnie w przekonaniu ,że z żoną nie mam tam po co jechać. Gdyby zobaczyła hotel z pierwszego zdjęcia to nawrotka na lotnisko i wraca do domu. Określenie "brud, smród i ubóstwo " nabiera w Indiach nowego znaczenia.
dziabulek 29 września 2016 12:18 Odpowiedz
Brud to jedno, z pewnością można tego uniknąć wybierając hotele o wysokim standardzie. Ale też to ciągłe naciąganie i próby oszustwa turystów, pewnie potafi być to strasznie irytujące. No ja też Indie mam dalekkkkoooo w swoich planach podróżniczych.
gaszpar 29 września 2016 12:31 Odpowiedz
Uporałem się z fotkami- mam nadzieję, że działają już wszystkie (NIECH ZGINIE TEN KTO ZMIENIŁ CAŁY GOOGLOWSKI SYSTEM I SKASOWAŁ PICASSE!!) zabieram się za wstawianie kolejnych odcinków relacji
monus 29 września 2016 12:32 Odpowiedz
@dziubalek wysoki standard hotelu nie gwarantuje czystości. Tu też jest raczej loteria. Np. w Bombaju Hilton to masakra - o ile pokój można przeżyć to to co się działo w restauracji to dramat, ale już w Intercontinetalu było więcej niż ok.
kravkrk 29 września 2016 12:38 Odpowiedz
Spoko relacja, tym bardziej że i u mnie Indie są na bardzo odległym miejscu na liście krajów do zwiedzenia. Twoja relacja tylko mnie w tym utwierdziła, że to nie dla mnie (o żonie nie wspomne ;) ) Od dzisiaj Indie będę mi się kojarzyć z państwem "Królów robienia w wała turystów na każdym kroku" :D
logis 29 września 2016 13:03 Odpowiedz
I nie tłumaczmy tego jak niektórzy mają w zwyczaju " bo taka tradycja"
buby 28 grudnia 2016 23:23 Odpowiedz
Panie, leć pan dalej ;)
julk1 28 grudnia 2016 23:46 Odpowiedz
No właśnie 3 miesiące upłynęło od ostatniego postu, a tu nic. A tak ciekawie zaczęła się ta relacja...
mackoz 29 grudnia 2016 00:43 Odpowiedz
@‌Gaszpar‌ to zdąży pojechać jeszcze raz do Indii, nim skończy tę relację :lol: :lol:
pietrucha 12 grudnia 2018 18:46 Odpowiedz
Czy można liczyć na to, że relacja zostanie reaktywowana? :)
tunczaj 12 grudnia 2018 18:51 Odpowiedz
wraz z zblizajacym sie koncem roku walka o zloty kilof nabiera rozpedu