0
Gaszpar 17 października 2014 01:09
Image

Adżanta to kompleks 27 świątyń buddyjskich wykutych w skale. Powstawały w okresie od VII w. p.n.e. do II n.e. Odkryli je w XIX Anglicy. Obiekty są wpisane na listę UNESCO.
Informacje praktyczne. Świątynie są kilka kilometrów za miastem. Trzeba powiedzieć konduktorowi gdzie chce się wysiąść. Nie Adżanta tylko Adżanta Caves.

Image

Jeżeli wysiądziecie w mieście zostaje dojazd następnym autobusem za 30min lub Tuk tuk. Na miejscu jest przechowalnia bagażu w budce obok parkingu, pierwszy budyneczek spotkany po drodze. Koszt to 10 Rp za bagaż, płaci się tam również opłatę wstępną w 10Rp... Nie wiem co to ma być za opłata ale zapłacić trzeba. Dają na to bileciki, jest opisana w przewodnikach więc to nie przekręt. Później przejmą Was na pewno osoby pracujące w strefie z pamiątkami zaprowadzą do autobusu i przypomną 10 razy, który numer ma ich sklep i gdzie ich znajdziecie. Świątynie są 4km od drogi, jeździ shutell bus za 15Rp OW bez AC jeżeli trafi Wasm się nowy z AC to 20 Rp. Można też dojść samemu ale przy tych cenach to bez sensu. Zjazd płatny tak samo.
Wstęp lokalni 10 Rp zagranica 250Rp. :) Na miejscu po wyjściu z autobusu są kasy, łazienki, bar. Można kupić wodę i coś zjeść. Ceny bardzo OK, nie wywindowane zbytnio.

Image

Image
zwiedzanie dla leniwych

Same świątynie to 27 grot w skale. 4 z nich są używane jako miejsca modlitw reszta jako miejsca medytacji. Nie wszystkie są udostępnione do zwiedzania. Te modlitewne zwiedza się na bosaka zostawiając buty przed wejściem. Po odwiedzaniu kilku jaskiń wszystkie wydaja się być takie same jednak jest kilka atrakcyjnych, innych i ciekawych a jedną z najciekawszych jest ostatnia . Dlatego warto wytrwać do końca.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Miejsce warte dowiedzenia szczególnie gdy jest się w okolicy. Dodatkową atrakcją jest samo położenie świątyń. W dolinie rzeki gdzie gdy byliśmy w porze monsunowej było bardzo ładnie. Dużo, takiej żywej zieleni oraz wodospad.
Co ciekawe spotkaliśmy tutaj również naszego rodaka, któremu staraliśmy się pomóc w znalezieniu ....toalety. Nie wiedzieliśmy, że chłopak jest Polakiem do czasu aż zaczęliśmy rozmawiać między sobą po polsku, że gdzieś tą toaletę widzieliśmy. Na to chłopak robiąc się co raz bardziej blady na twarzy odpowiedział "sory k**a muszę lecieć, s..ć mi się chce" i pędzikiem udał się w stronę toalety. Niestety nie udało nam się go więcej spotkać.

Image

Image

Image

Mając jeszcze sporo czasu, za wcześniej zjechaliśmy z pod jaskiń w okolice drogi. Pyrzy świątyniach było zdecydowanie przyjemniej, żeby posiedzieć i odpocząć. Więcej drzew a i od rzeki było trochę chłodniej. Siedząc pod jednym z drzewek zagadywał nas kierowca tuk tuka, który usilnie chciał nas zawieść do Adżanty bo z stamtąd odjeżdża przecież zdecydowanie więcej autobusów do Jalpur a tutaj mamy tylko jeden raz na 30min. Gdy odmówiliśmy mu kilka razy przestał nas już nagabywać na kurs ale podpytał nas trochę o Polskę. Ile kosztuje samochód? czy mamy tuk tuki itd. ? :) My skontrowaliśmy podobną serią i kilku ciekawych rzeczy się dowiedzieliśmy. Nowy samochód (Hyundai)kosztuje w Indiach ok 5 tys $. To zdecydowanie jedna z najpopularniejszych tutaj marek gdyż koncern ma w kraju fabrykę. Na ulicach najwięcej widać właśnie koreańskich i japońskich marek- Hundai i Toyota. Oczywiście nie należy zapominać o samochodach produkowanych przez hinduskiego giganta firmę Tata. Czasami ma się wrażenie, że ta grupa produkuje tutaj wszystko. Ostatnio np. ogłosiła otwarcie nowych indyjskich linii lotniczych dla bogaczy gdzie mają się oni czuć odpowiednio w stosunku do ilości zer na koncie. Jeżeli dobrze wyczytałem to otwierają ją we współpracy z grupą SIA Singapoore Airlines.

Image

Nowa motoriksza to koszt ok 500$. Kierowca tuk-tuka dziennie może zarobić ok 500-700 Rp. Warto mieć to w głowie gdy ustala się cenę za jeden przejazd lub bierze się rikszę na cały dzień.O czym warto pamiętać? Zawsze należy dogadać cenę przed przejazdem. Doprecyzować, że jest to cena za konkretną liczbę osób w rupiach. (często pomaga powiedzenie zamiast dwadzieścia to dwa, zero) Jeżeli wszystko gra i jest zrozumiałe dopiero wtedy można wsiadać. Czasami ceny są tak horendalnie przesadzone, że trudno się nie zaśmiać. Standardowy tekst to przecież jest tak daleko np 6km (gdy rzeczywiście to np tylko 2km) itd. Najlepiej byłoby jechać na taksometr bo wtedy płaci sie normalną cenę i wychodzą prawdziwe grosze. Niestety, złoty medal dla tego, kto znajdzie riksiarza, który przewiezie białasa z włączonym taksometrem. Nie ma takiego głupiego. Riksiarze jak większość hindusów widzi białego człowieka w zielonym kolorze z twarzą Georga Washingtona z którego jak najwięcej trzeba wydoić.

Autobus do Jalpur odjeżdża co 30min z tego samego miejsca gdzie wysiada się jadąc z Aurangabadu. Koszt dojazdu to 63Rp za osobę, czas ok 1,5h. Na miejscu przedostaliśmy się w okolice stacji kolejowej. Tam zagadaliśmy z hotelarzem i za 100Rp wzięliśmy prysznice i chwilkę odsapnęliśmy przed podróżą w pokoju. Jedliśmy dzisiaj ciekawe danie. Był to ziemniak, nadziewany ....zmielonym ziemniakiem razem z kokosem. Wszytko było podane w bardzo smacznym ziemniakowo-kokosowym sosie. Dość ciekawe.

Image

Image

Pociąg spóźnił się ok 30min. Dziś podróżujemy składem złożonym z 24 wagonów! Jeżeli policzymy, że wagon ma ok 60m to wychodzi, że pociąg liczy ok 1,5km długości! Jedziemy w klasie AC3 klima chodzi na pełnych obrotach, czasami ma się wrażenie, że nawet za mocno bo siedząc w krótkich spodenkach i koszulce robi się chłodno. Każdy ma swoje łóżko. Najlepsze są te wzdłuż wagonu. Są tylko dwa w pionie i zdecydowanie da się na nich siedzieć nie składając ich. Dla pary to idealny wybór. Gdy chcesz posiedzieć siedzisz we dwójkę na dolnym, gdy chcesz się położyć, wędrujesz na górę i wygodnie odpoczywasz. Łóżka w trójkach są zdecydowanie mniej wygodne. Mniej miejsca między nimi gdy leżysz, ciaśniej. Dodatkowo zazwyczaj na dzień dolne i środkowe składa się, żeby mieć gdzie usiąść. W trójkach najlepszy wybór to chyba górne łóżko. Kiedy chcesz to leżysz na górze a gdy chcesz usiąść i dół jest złożonych schodzisz na dół. Niestety w puli turystycznej łózka w wzdłuż wagonów nie są dostępne. Wytłumaczono nam, że to ze względów bezpieczeństwa, że te miejsca są bardziej niebezpiecznie bo idąc przez wagon można łatwiej coś tobie zabrać... Ja takiej gadki nie kupuję. Jeżeli tylko będziecie mieć taką możliwość kupujcie te w dwójkach albo kombinujcie, żeby zamienić się już w pociągu.
W wagonie spotkaliśmy hindusa- Shilka z kanady który wyjechał 25 lat temu i dopiero 4 lata temu pierwszy raz odwiedził Indie od wyjazdu. Jechał z 19 os wycieczką- rodzina i znajomi hindusi. Jego dzieciaki były pierwszy raz w Indiach i dla nich to musiał być SZOK :) . Pogadaliśmy trochę i trzeba było iść spać. Gdyby ktoś zapomniał zabrać czegoś do jedzenia lub picia wszystko można kupić w pociągu w bardzo dobrej cenie. Zazwyczaj lepszej niż, na stacji czy w zwykłym sklepie. Nie warto zaprzatąć sobie tym głowę wcześniej. Niestety w naszym pociągu nie było prysznica podobno w części są dostępne. Do Agry dojechaliśmy ok 40minut po czasie planowym.Dzień piaty 08.08 Agra

Udało się przespać bez budzenia całą noc. od 23 do 7, było wygodnie, spokojnie i cicho. Ok 22 zostały zgaszone światła i większość osób zasnęła. Ci co nie spali grali po cichu na komórkach, tabletach bądź pisali relację tak jak ja :)
Nad ranem gdy jeszcze spałem podobno chodził po mnie jakiś nowy przyjaciel- karaluszek ale w związku z brakiem rezerwacji na to miejsce sąsiad, który już nie spał wykopał go z mojej leżanki. Ja nic nie czułem ani nie słyszałem ale Magda, która już nie spała a była łóżko wyżej zreferowała mi sytuację. Cóż jak to mi powiedzieli współpasażerowie Welcom in Indian Railways :) Ja mam raczej bardzo dobre zdanie o tych kolejach. Naprawdę jak na tak wielkie przedsiębiorstwo, tak ogromną logistyką radzą sobie bardzo dobrze. Nawet na swój sposób dbają o to, żeby było czysto i istotnie na indyjskie standardy w tych klasach w których podróżujemy jest bardzo czysto.

Na dworcu w Agrze wzięliśmy prepaid rikszę za 130Rp i poprosiliśmy o wskazanie dobrego hotelu w dobrej cenie z WIFI. Zaproponowano nam Inian Guest Hotell. Myślę, że można go polecić za 500Rp. otrzymaliśmy pokój z balkonem, łazienką i wiatrakiem. 3min piechotką od południowej bramy do Taj. Z balkonu pokoju na drugim piętrze nawet było widać kopuły największej atrakcji Agry. Hotel naprawdę bardzo czysty i schludny jak na tutejsze warunki.


DSC_0193.JPG



Do hotelu wiózł nas tuk-tukiem kierowca Kiki, który namawiał nas na to, że za 900Rp spędzi z nami cały dzień, pokarze wszystkie ciekawe miejsca nie tylko turystyczne i opowie o historii itd. Miał przy sobie taki gruby notatnik z kilku lat wstecz w którym w różnych językach miał rekomendacje od pasażerów, których woził. Było też trochę z Polski. Wszystkie bardzo pozytywne.Przejrzeliśmy jeszcze te najświeższe angielskie i ulegliśmy namowom. Był to dość dobry pomysł w zw z tym, że dzisiaj piątek Taj jest zamknięty dla zwiedzających a pogoda nie była dobra. Pierwszy dzień naszego pobytu w Indiach, kiedy faktycznie było deszczowo. Kiki poczekał na nas pod hotelem i zabrał nas wycieczkę w naprawdę ciekawe miejsca. Pojechaliśmy do starej części Agry gdzie zapuszcza się niewielu turystów. Zatrzymywaliśmy się w jakiś prywatnych świątyniach dla jednej rodziny itd. Przejechaliśmy na drugą stronę rzeki. Pokazał nam prawdziwe slamsy, zabrał w dobre miejsca do robienia zdjęć. Zwiedziliśmy tez otwarty w piątek baby Taj Mahal. (wstęp 100 rp) Naprawdę byliśmy zadowoleni do momentu gdy potem zaczął nas wozić do sklepów czy galerii biżuterii gdzie bardzo nas nagabywali, żeby cos kupić. Jasne dawali coś fajnego bo pokazywali np jak robią ręcznie biżuterię, obrabiają kamienie czy rzeźbią ale było tego za dużo i odbywało sie w zbyt nachalny, oczywisty sposób. Na koniec gdy chcieliśmy aby zawiózł nas do baru dla lokalów wylądowaliśmy w barze gdzie byliśmy sami i dostaliśmy angielskie menu. Fajnie jest spotkać kogoś miłego, Kiki b.dobrze mówił po angielsku, sporo wiedział, nie byl młody 48, miał te zeszyty polecające ale mimo to okazał się nie do końca w porządku wobec nas. Trzeba uważać na każdym kroku. Widział na końcu, że jesteśmy średnio zadowoleni. Nie dał nam książki abysmy się wpisali a na końcu, zapewne czując kłopoty ale jeszcze bez skrupułów rozmawiał o napiwku ponad tą niemałą kasę, którą dostał.


DSC_0213.JPG




DSC_0227.JPG




DSC_0230.JPG






Nie lubimy takich akcji. Naprawdę wycieczka była by mega ciekawa i godna polecenia gdyby nie ta końcówka, która sporo zepsuła. Rozumiem, że riksisarze dostaje jakiś procent od tych sklepów i knajpek ale po co te zapewnienia, że jedziemy do najlepszej restauracji i ze dba o nasze zdrowie dlatego nas tu przywiózł a ceny w angielskim menu 3x wyższe niż gdzie indziej. Popsuło to wrażenie po wycieczce ale myślę, że i tak było warto. Zabrał nas i pokazał miejsca gdzie sami byśmy nigdy nie weszli. Slumsy, tradycyjna pralnia nad rzeką, czy od tak z ulicy weszliśmy do wiejskiej chatki gdzie mieszkała starsza para pracująca na roli. Tego byśmy sami nie zobaczyli i było to prawdziwe życie w Indiach. Myślę, że gdyby ktoś się zastanawiał nad taka wycieczką to warto potargować się o cenę i wybrać opcję na parę godzin ale bez tych sklepów i galerii na koniec. Następnego dnia gdy korzystaliśmy rano z tuk-tuka inny kierowca miał taki sam zeszycik z poleceniami i zaczął cenę od 750 Rp za wycieczkę. Zszedł gdy powiedzieliśmy, że nie jesteśmy zainteresowani do 650 i potem do 600. Zatem warto się targować i nie dać się "nabrać" na numer z zeszycikami.


DSC_0234.JPG




DSC_0245.JPG




DSC_0262.JPG




DSC_0264.JPG



Wróciliśmy do hotelu ok 17 odpoczęliśmy i planowaliśmy następne dni.
Po zmroku wyszliśmy przespacerować się po okolicy i kupić wodę. Akurat trafiliśmy na moment kiedy w całej Agrze nie było prądu. Po ciemku te stare uliczki przy świetle tylko świeczek i niekiedy, gdy ktoś posiadał agregat jakiś energooszczędnych nie za dużych żarówek robiły niezwykle mroczne wrażenie. Mimo wszystko nie czulimy niebezpiecznie choć początkowo czuliśmy się dziwnie. Trochę jak byśmy przenieśli się kilka wieków wstecz. Jutro wstajemy rano i zwiedzamy Taj i Fort od środka. Mamy nadzieję, że pogoda będzie
odpowiednia. Dzis sprawdzałem północ gdzie mamy się wybrać temperatura w Amritsar 38 stopni odczuwalna 48!! Dziękuje nie mam pytań! Dobranoc!


DSC_0287.JPG




DSC_0304.JPG




DSC_0326.JPG

Dzień szósty 09.08 Agra

Wstaliśmy rano i podjechaliśmy na stację kolejowa, żeby kupić bilety z puli turystycznej. Podróżujemy jutro z Mathury do Delhi. Mathura jest zaledwie ok 60km od Agry i jest to jedno z ważnych miejsc dla hindusów.W Mathurze urodził się Krishna, jest to ośrodek religijny. Jedziemy przekonać się jak to wygląda naprawdę.

Po kupieniu biletów wracamy w okolice bramy południowej do Taj Mahal. Do pałacu prowadzą trzy bramy, przy czym warto pamiętać, że kasa od wschodniej oddalona jest o dobry kilometr. Południowe wejście wydaję się być optymalnym rozwiązaniem, dla nas tym bardziej, że hotel znajduje się 3min od niej. Przedzieramy się przez handlową uliczkę z niezliczoną ilością tandetnych pamiątek i dochodzimy do wejścia południowego. Gdzie znajduje się kasa. Wstęp to koszt 750 Rp, lokalsi tradycyjnie płacą .... 20 :). Można dostrzec pewien plus. Turyści przyjezdni dostają w cenie biletu 0,5 litra wody i ochraniacze fizelinowe na obuwie, które trzeba założyć przed wejściem do środka pałacu a lokalsi nie. Zatem założyć można, że pijemy najdroższą wodę w życiu i chodzimy w najdroższych fizelionowych ochraniaczach :) Bilet wstępu zostawiamy, po wizycie gdyż pozwoli nam obniżyć o 50 Rp koszt wstępu do fortu.


DSC_0347.JPG




DSC_0348.JPG




DSC_0416.JPG




Przed wejściem na teren zabytku trzeba przejść dość szczegółową kontrolę bezpieczeństwa prowadzona chyba przez Policję. Nie można wnosić jedzenia ani żadnych statywów do aparatów bez znaczenia jest czy dużych czy małych. Rzeczy można zostawić w darmowym depozycie znajdującym się zaraz obok kasy. Trzeba wziąć numerek i pilnować go do końca zwiedzania. Depozyt jest darmowy!!! Oczywiście gdy zgłosiliśmy się po odbiór statywu po wyjściu z Taj usłyszeliśmy gadkę, że ten jest płatny i należy zapłacić, gdy odmówiliśmy pokazując, że na tablicy z regulaminem jak wół napisane, że jest za darmo wydano nam statyw ale chciano już nie opłaty a napiwków .... Warto czytać wszystkie tablice z regulaminami przed wejściem do zabytków bo często jest tam napisane co jest darmowe a co płatne i jak pokaże się to obsłudze pracującej w tych miejscach to z bólem ale odpuszczają z roszczeniami.



Sam Taj nas urzekł bez dwóch zdań. Naprawdę zrobił na nas ogromne wrażenie. Zbudowany w 1632 roku jako pomnik miłości. Postawił go Cesarz Indii jako miejsce pochówku swojej żony, która zmarła przy narodzinach jego kolejnego dziecka. Naprawdę obowiązkowy punkt do zobaczenia podczas wizyty w Indiach!


DSC_0354.JPG




DSC_0412.JPG




DSC_0362.JPG



Jednak jest on zdecydowanie do oglądania z zewnątrz bo w środku jest niewiele ciekawego. Natomiast panuje potworny ścisk i duchota. Podczas naszego zwiedzania akurat było cały czas słonecznie i ukrop był nie do wytrzymania nawet dla hindusów. Na terenie obiektu już w środku znajduje się małe muzeum, stojąc przodem do Pałacu po lewej stronie, mniej więcej na wysokości podestu. Wstęp jest opłacony w ramach biletu podstawowego. Gdyby ktoś zdecydował się chodzić na bosaka a nie w ochraniaczach (odradzam ze względu na temperaturę kamienni) może zostawić buty w jednej z przechowalni butów, bez opłat.


DSC_0397.JPG


Oczywiście nie odbyło się bez zdjęć.


DSC_0409.JPG


Można było poczuć się jak gwiazda

Po wyjściu z Taj nad miastem przeszła mała ulewa. Kilkanaście minut intensywnego deszczu wystarczyło aby z rynsztoków wypłynęły nieczystości,zmieszały się z wodą i zaczęły płynąć ulicami. W Agrze w zdecydowanej większości nie ma kanalizacji a ścieki z domów wypływają rurami wprost do rynsztoków. Jednak gdy deszcz ustał wystarczyło kilka chwil aby sytuacja wróciła do normy.
My w tym czasie zjedliśmy obiad i następnie piechotką przez całkiem ładny park udaliśmy się na zwiedzanie fortu.


DSC_0486.JPG



Tak pisałem warto trzymać bilet z Taj do wizyty w forcie albo z fortu do Taj (gdy mamy taką kolejność) gdyż bilet ten zawiera całkiem sporo specjalnego podatku, który nie mając biletu z Taj musielibyśmy opłacić ponownie. Dzięki temu obniżamy koszt wstępu do fortu o 50 Rp- płacimy 250 Rp. Podatek ten wprowadzono w celu zrekompensowania strat dla gospodarki. Żeby chronić Taj przed zniszczeniem zakazano budowy (działalności?) przemysłu w promieniu 50 km od pałacu. Ma to go chronić przed zniszczeniem. Natomiast ciekawa jest wysokość tego podatku. W sklepie z luksusową biżuteria gdzie byliśmy dzień wcześniej sprzedawca powiedział nam, że to aż 30% ceny produktów. Dodał, że istnieje możliwość go odzyskania go na lotnisku przy wylocie. Ile w tym prawdy nie wiem bo jaki byłby wtedy sens tego?


DSC_0447.JPG




DSC_0454.JPG




DSC_0478.JPG




Fort warty odwiedzenia. Do jego budowy został użyty ciekawy czerwony piaskowiec. Po wcześniej ulewie znowu zrobiło się słonecznie i upał zrobił się nie do wytrzymania. Zwiedliśmy co można było i wróciliśmy tuk tukiem odpocząć pod wiatrakiem w naszym hotelowym pokoju przed ostatnią atrakcją dzisiejszego dnia.

Na zachód słońca udaliśmy się do restauracji Shanti, jednej z knajpek ulokowanych na dachu z widokiem na Taj.My wybraliśmy Shantii ponieważ była kilkadziesiąt metrów od naszego hotelu. Na miejscu tylko zagraniczni turyści, wszyscy z przewodnikami LP gdzie miejsce to było polecane :) "Zaszaleliśmy" i zjedliśmy kolację. 2 porcje baraniny, 2 cole i deser za wszystko zapłaciliśmy 510 Rp. Jak na tutejsze warunki to zjedliśmy drogo ale patrząc z drugiej strony za 2ie baraniny zapłaciliśmy 26zł :) Ciekawym była cena piwa. Nam Pan zaproponował Kingfishera za 250Rp natomiast chwilkę po nas przyszło dwóch Niemców i oni usłyszeli już cene 300 Rp za to samo :)


DSC_0489.JPG




DSC_0491.JPG



Na końcu okazało sie, że jeden z nich mówi bardzo dobrze po polsku, pochodzi z Wrocławia i mieszkał oraz pracował kiedyś 3 lata w Indiach. Pogadaliśmy w ojczystym języku. Wypytał nas gdzie jedziemy, na ile przylecieliśmy i udzielił kilku cennych rad. Bardzo miłe wrażenie.


DSC_0510.JPG


Tuż zaraz restauracji dla turystów codzienne życie

Pogoda sprzyjała prawie do końca było słonecznie. Jednak gdy słońce zniżało się już co raz bardziej nadeszły chmury i zrobiło się szaro... :) Cieszymy się, że przez większą część czasu słońce było z nami.

Nie oświetlony Taj w nocy wygląda smutno.Dzień siódmy, niedziela 10.08

Wstajemy nieco później niż planowaliśmy. Zatem mamy w nosie naszą pierwszą planową podróż pociągiem w drugiej klasie i jedziemy na dworzec autobusowy. Tam czekają już na nas autobusy do Mathury. Wsiadamy i czekamy aż ruszy, odjedzie kiedy będzie pełny. Całe szczęście szybko się zapełnił i ruszamy. Okazuje się bowiem, że dzisiaj jest jakieś hinduskie święto w którym odwiedza się bliskich. Podróżuje sporo ludzi i z tego powodu wzmocniono komunikację zwiększając liczbę kursów itd.
Niektórzy podróżują np tak.

Image

Image

Image

W okolicy Mathury urodził się Krisha, choć nie do końca jasne jest dla nas miejsce jego urodzin. W przewodonikach podają , że miejscem tym jest własnie Mathura ale spotkana w autobusie hinduska bardzo dobrze mówiąca po angielsku tłumaczy nam, że urodził się on pod Mathurą, tam później mieszkał a następnie dorastał w okolicy ale nie dokładnie w Mathurze. Owa kobieta umiliła nam podróż mówiąc sporo ciekawych rzeczy na temat ich kultury religii itd. Nawet w pewnym momencie mieliśmy już jej trochę dość. Podróżowanie pociągami i autobusami ma duży plus. Spotyka się przypadkowych ludzi, od których jesteś w stanie czegoś wartościowego się dowiedzieć i podpytać. Wszyscy tam są zupełnie przypadkowo, nie ma naciągaczy i oszustów. Z takimi osobami warto pogadać można się czegoś fajnego się dowiedzieć o kraju, kulturze i ludziach.
Autobus poruszał się czymś w rodzaju autostrady. Raz musieliśmy nawet przystanąć na bramkach i konduktor płacił za przejazd. Nie przeszkadzało to niektórym tuk tukom, samochodom itd jeździć pod prąd.!Ruch drogowy tutaj to absolutne szaleństwo ale o tym, napiszę później.

Niestety hinduska mówiąca po angielsku wysiadła wcześniej i nie udało nam się z nikim porozumieć kiedy mamy wysiąść. Miał być jeszcze jeden przystanek a okazało się, że nie ma ... Przejechaliśmy miasto i musieliśmy wysiąść na następnym przystanku. Jednak nie straciliśmy za dużo gdyż wysiedliśmy w okolicy gdzie hinduskich świątyń było bardzo dużo. Szybko podrzucono nas tuk tukiem w odpowiednie miejsce do hinduskich świątyń. Aby móc wejść na jej teren trzeba zostawić napoje, jedzenie i używki (papierosy) przed wejściem.

Image

Image

Image

Image

Po wyjściu złapaliśmy tuk tuka. Licytacja kilku kierowców, kurs ze świątyń w Vrindavhan do Mathury to około 10km wygrywa tuktukarz nr 3 z ceną 150 Rp. Jesteśmy zadowoleni. Jednak okazuje się, że ten przycwaniakował i jedździ po Vrindavhan chcąc nas dosadzić do jakiegoś innego tuk-tuka jadącego do Mathury. Wywiązuje się mała kłótnia. Magda nie ma już litości dla kierowców. Zjechaliśmy go jak mogliśmy i zażądaliśmy wykonania usługi za którą zaproponował najniższa cenę :) Delikatnie mówiąc. Ten pochodził po kolegach, pogadał i znalazł swojego muzułmańskiego kolegę, który pojechał za 150 Rp do Mathury. Ech ci oszusci z tuk-tuków! Nigdy im nie ufaj, kontroluj i stój nad nim z batem.

W Mathurze mieliśmy trochę czasu do pociągu dlatego postanowiliśmy wyskoczyć na jedzenie. Wchodzimy do knajpki gdzie jest dużo lokalsów. Zamawiamy thali za 40 Rp. Pada odpowiedź, że dziś nie ma thali . My zdziwieni jak to nie ma thali? (to najbardziej podstawowa potrawa) No dziś nie ma... Wiemy, że gość nas robi w wała. Pokazuje nam w karcie co jest, oczywiście same droższe potrawy. Widzimy, że 2 stoliki dalej siedzą policjanci i pałaszują thali. Pytamy go, że skoro nie ma thali to co jedzą policjanci? Pada odpowiedź, że coś innego.... Wyższej wody cwaniak.... zamówiliśmy coś innego bo nie mieliśmy dużo czasu. Jednak pytam policjantów co jedzą, ci nie mówili po angielsku ale dogadaliśmy się, że jedzą thali.... Osz ty w mordę kopany hindusie! Magda poszła się z nim kłócić, stanęło na tym, że mieli nam podać thali... a przynieśli oczywiście to co zamówiliśmy najpierw.... Zjedliśmy bo nie mieliśmy już czasu szukać innej knajpy ale nie zapłaciliśmy tyle ile chciał....bo jeszcze nas na chapati chciał przerobić mówiąc, że jedna porcja chapati to jedna sztuka a nie 2 ....

Na stacji natomiast szukając naszego wagonu dowiedzieliśmy się, że sprzedano nam w Agrze bilet na waitliście czyli nie potwierdzony. Pytaliśmy kilka razy dokładnie o to czy bilet ten jest potwierdzony, miał być z puli turystycznej i na pewno potwierdzony ....miał... Nie zwróciliśmy na to uwagi. Myślałem, że to jakieś dziwne oznaczenie wagonu WTLS... a nie skrót od wait list...

dworzec kolejowy


Dodaj Komentarz

Komentarze (26)

m3lm4k 17 października 2014 09:05 Odpowiedz
Przyjemnie sie czyta. Czekamy na kolejne czesci :)
olir1987 17 października 2014 10:46 Odpowiedz
czekam na więcej, zapowiada się fajnie no i cena lotu heh boska;)
klapio 29 października 2014 20:24 Odpowiedz
Bardzo fajnie się czyta, czekam na dalsze części :-)
marek2011 29 października 2014 21:21 Odpowiedz
No w tempie, które narzucił Kacper, relacja skończy się w 2020 :P
wro71 29 października 2014 21:41 Odpowiedz
Też ostatnio leciałem na tej trasie, wrażenia kulinarne bardzo fajne w czasie lotu do Bombaju, nieco gorzej podczas powrotu, ale on się odbywał w porze nocnej. Nie zgodzę się z tym, że rozłożenie fotelu bez uprzedzenia lub uzyskania zgody w porze dziennej to buractwo. Odnośnie wymiany walut: najlepiej w agencjach bankowych i większe kwoty (minimum 200 USD i kurs 65 INR za dolca). W New Delhi wymieniłem 10 dolców po kursie 53 INR. Zbiłeś kwotę za bilety do 700 PLN jakimś kodem czy tak pierwotnie było? Mnie na trasie WAW-CDG-BOM-DEL-BOM-CDG-PRG kosztowały ok 980 PLN. Czekam na kolejne odcinki relacji.
sko1czek 2 listopada 2014 16:47 Odpowiedz
Gaszpar, dzięki za relację, wybieram się do Bombaju w styczniu, bardzo się przyda.Małe sprostowanie: myślę, że nie ty byłeś główną atrakcją w Taj, ale blondynka widoczna na zdjęciach. Nie wiem, czy ty brałeś dzieci do zdjęcia na ręce czy ona? Hindusi uważają, że białogłowy przynoszą szczęście...
gaszpar 2 listopada 2014 17:11 Odpowiedz
Uwierz, że nie było dla nich różnicy czy wpychali mi na ręce dzieci czy mojej Magdzie ;) PS. To oczywiście jeszcze nie prawdziwy Taj :)
gosiagosia 2 listopada 2014 18:10 Odpowiedz
sko1czek 2 listopada 2014 20:37 Odpowiedz
To u mnie było inaczej- wszyscy te dzieci wciskali dziewczynie, z którą byłem. Albo mi się już zapomniało, bo mój jedyny wyjazd do Indii był w 2009 roku ;)
tygrysm 29 grudnia 2014 17:17 Odpowiedz
W końcu udało mi się doczytać! Super relacja - bardzo dobrze się ją czyta i wracają wspomnienia kłótni z tuktuk driverami - liczę na resztę ;)
natalia 29 grudnia 2014 18:38 Odpowiedz
Ciekawa relacja!
yourfashion1991 19 listopada 2015 15:01 Odpowiedz
Omg widoki cudowne, ale te śmieci ? Te świnki na ulicy , nie miałam pojęcia że tam jest taki bałagan na ulicy :O
dziabulek 29 września 2016 08:02 Odpowiedz
Fajna relacja, ale z ostatnich dwóch wpisów sporo zdjęć się nie wgrało. Tak mniej więcej co drugie.
olajaw 29 września 2016 09:16 Odpowiedz
U mnie nie widać czterech zdjęć z ostatniego posta :(
gaszpar 29 września 2016 09:23 Odpowiedz
Posprawdzam dzisiaj ich udostępnienie. Niestety wrzucam je na google a teraz strasznie pomieszali i utrudnili wrzucanie fotek :/
logis 29 września 2016 11:49 Odpowiedz
Fajna relacja, utwierdziła mnie w przekonaniu ,że z żoną nie mam tam po co jechać. Gdyby zobaczyła hotel z pierwszego zdjęcia to nawrotka na lotnisko i wraca do domu. Określenie "brud, smród i ubóstwo " nabiera w Indiach nowego znaczenia.
dziabulek 29 września 2016 12:18 Odpowiedz
Brud to jedno, z pewnością można tego uniknąć wybierając hotele o wysokim standardzie. Ale też to ciągłe naciąganie i próby oszustwa turystów, pewnie potafi być to strasznie irytujące. No ja też Indie mam dalekkkkoooo w swoich planach podróżniczych.
gaszpar 29 września 2016 12:31 Odpowiedz
Uporałem się z fotkami- mam nadzieję, że działają już wszystkie (NIECH ZGINIE TEN KTO ZMIENIŁ CAŁY GOOGLOWSKI SYSTEM I SKASOWAŁ PICASSE!!) zabieram się za wstawianie kolejnych odcinków relacji
monus 29 września 2016 12:32 Odpowiedz
@dziubalek wysoki standard hotelu nie gwarantuje czystości. Tu też jest raczej loteria. Np. w Bombaju Hilton to masakra - o ile pokój można przeżyć to to co się działo w restauracji to dramat, ale już w Intercontinetalu było więcej niż ok.
kravkrk 29 września 2016 12:38 Odpowiedz
Spoko relacja, tym bardziej że i u mnie Indie są na bardzo odległym miejscu na liście krajów do zwiedzenia. Twoja relacja tylko mnie w tym utwierdziła, że to nie dla mnie (o żonie nie wspomne ;) ) Od dzisiaj Indie będę mi się kojarzyć z państwem "Królów robienia w wała turystów na każdym kroku" :D
logis 29 września 2016 13:03 Odpowiedz
I nie tłumaczmy tego jak niektórzy mają w zwyczaju " bo taka tradycja"
buby 28 grudnia 2016 23:23 Odpowiedz
Panie, leć pan dalej ;)
julk1 28 grudnia 2016 23:46 Odpowiedz
No właśnie 3 miesiące upłynęło od ostatniego postu, a tu nic. A tak ciekawie zaczęła się ta relacja...
mackoz 29 grudnia 2016 00:43 Odpowiedz
@‌Gaszpar‌ to zdąży pojechać jeszcze raz do Indii, nim skończy tę relację :lol: :lol:
pietrucha 12 grudnia 2018 18:46 Odpowiedz
Czy można liczyć na to, że relacja zostanie reaktywowana? :)
tunczaj 12 grudnia 2018 18:51 Odpowiedz
wraz z zblizajacym sie koncem roku walka o zloty kilof nabiera rozpedu