0
Gaszpar 17 października 2014 01:09
Image

Lekko się wkurzyliśmy rozmawiamy z konduktorem. Okazało się, że w pociągu są miejsca i możemy jechać. Konduktor dopisał nas tylko do swojej listy i życzył przyjemnej podróży do Delhi. Nie wiem do końca czy mógł nas wpuścić ale całe szczęście pojechaliśmy.

przedmieścia New Delhi

Image

Dojechaliśmy do Delhi z opóźnieniem chyba ze względu na bardzo silny deszcz, który lał całą drogę a w Delhi padał, przez cały dzień.


Image

Image

Z dworca Nizzamundin przedostajemy sie po dużych negocjacjach rikszą rowerową do metra. Pan chyba nie do końca był zadowolony z tego co wziął sobie na pakę. Ciągnął dwójkę ludzi z plecakami i bardzo opornie mu to szło. Co nie przeszkodziło mu na końcu chcieć więcej kasy niż było dogadane. Następnie metrem z przesiadką dojeżdżamy do dworca New Delhi gdzie na przeciwko rozciąga się Paharganj bazar- miejsce z mnóstwem hoteli na każdą kieszeń. My korzystając z usług tuk-tukarza, który prowadzi nas pieszo .... :) trafiamy na JJ International hotel. Gdzie za bardzo czysty pokój z super łazienka, wifi, oknem, wiatrakiem i klimatyzacją (ale nie włączaliśmy jej, żeby zbić cenę) płacimy 600 Rp za noc. Jesteśmy bardzo zadowoleni bo warunki "prawie europejskie" do stacji 4 minuty piechotą. Wieczorem wychodzimy pospacerować po bazarze. Jemy najlepsze do tej pory thali w najzwyklejszej knajpce do której weszliśmy od tak. Odwiedzamy kramy i nie możemy nadziwić się cenom. Uzupełniamy zapasy kosmetyków i leków w aptece, dobre miejsce, żeby kupić repelenty i inne rzeczy, które nie zawsze są tak dostępne na prowincji a jak są to zdecydowanie gorsze jakościowo.

ImageDzień ósmy 11.08 New Delhi

W planach mamy zwiedzanie brytyjskiej części New Delhi. W drodze do metra zaczepia nas jakiś gostek i mówi, że jest mieszkańcem Delhi. Pyta gdzie idziemy itd. Oczywiście zlewamy go ale on nie ustępuje i kroczy za nami. Pokazuje nam na mapie gdzie jesteśmy co warto zobaczyć itd. Mówi, również żebyśmy skoczyli do oficjalnej informacji turystycznej w ND po darmową mapkę i trochę informacji. Czytaliśmy wcześniej o tym, że jest tylko jedna, jedyna oficjalna- rządowa informacja turystyczna w mieście i gdzie się znajduje. Gostek dokładnie to powtórzył i nawet opisał jak wygląda budynek. Powiedział również, że jest to na tyle blisko i żeby jechać tuk tukiem bo to ledwie 2 km od miejsca gdzie jesteśmy. Podeszliśmy z nim do pierwszego tuk tuka powiedział, kierowcy gdzie chcemy jechać i zapytał za ile nas zawiezie. Padła cena 100 Rp. "Nasz nowy znajomy" zaczął opieprzać kierowcę, że chyba zgłupiał, że jesteśmy jego gośćmi, że zapisze jego numer i zgłosi gdzie trzeba, że jest oszustem ... Stanęło na 20 Rp za kurs. Spotkany przypadkowo jegomość wsadził nas do tuk-tuk i życzył miłego zwiedzania Delhi. Na odchodne jeszcze nas ostrzegł, żeby uważać i jechać tam gdzie on mówił wysoki budynek itd.

Nie podobało nam się gdzie wiezie nas kierowca, bo z mapy i z przewodnika wyglądało, że coś jest nie tak. Odpaliliśmy GPS w komórce i okazało się, że zawiózł kierowca zawiózł nas do innego biura turystycznego, które oczywiście obklejone, że jest napisami "rządowe, oficjalne" ..... Mówimy gościowi, że to nie jest tutaj gdzie chcieliśmy dotrzeć bo to nie jest ten adres itd. Starał się nam wmówić, że jesteśmy w dobrym miejscu i ze nasz GPS nie działa dobrze .... :) Oczywiście wszystko nam brzydko pachnie na kilometr ściemą! Pytamy się jeszcze spotkanego na ulicy przypadkowego przechodnia czy to adres biura oficjalnej IT mówi, że inny. Powoli żyłki na moim czole wypełnia krew i rośnie mi ciśnienie. Wtem wychodzi do nas jakiś pracownik z biura i zaprasza do siebie ... Kierowca mówi, że dobrze trafiliśmy, że to druga filia tego oficjalnego itp.... No ściema pełną gęba. Mówimy kierowcy, że nas oszukał i że jesteśmy wkurzeni i ma nas zawieść we właściwy adres. Nagle olśnienie stąpiło na kierowcę, chyba po ramieniu poklepał go Krishna i mówi, że faktycznie się pomylił ....nie tu pojechał, nie tam skręcił gdzie trzeba.... że nasz GPS jednak jest dobry.... Wkurzeni na maksa zjechaliśmy go jak .... Jedziemy dalej, teraz juz cały czas kontrolujemy go na GPS. Kierunek dobry liczymy, że tym razem będzie OK. Ale okazuje się, że cwaniak wysadził nas pod biurem IT ale jakieś 200 m od tego oficjalnego dalej nam wpierając, że to jest to oficjalne. Oj, żebyście widzieli wtedy Magdę. Myślałem, że zaraz go tam pobije .... Skończyło się na tym, że doszliśmy sobie te 200 m na piechotkę a gościowi daliśmy 20 Rp, żeby już się od nas tylko odczepił.... Po wejściu do biura naszym oczom ukazała się oczywiście informacja o oszustach i prośba o ostrożność bo to na prawde jedyna IT w Delhi. Przypadkowy, miły jegomość z pod dworca pojawi się jeszcze w naszej relacji z Indii.

Następnie udaliśmy się piechotką na zwiedzanie brytyjskiej, postkolonialnej dzielnicy stolicy. Spacer okazał się męczący bo odległości chociaż na mapie nie wydawały się duże w terenie zweryfikowaliśmy jako znaczne. Przy tej temperaturze i wilgotności człowiek czuje się jakby chodził cały czas w saunie rzymskiej. Wystarczy chwila na powietrzu i jesteś cały mokry.

Zaczynamy od Bramy Indii. To wzniesiony w 1931 r. (budowany przez 10 lat) pomnik wdzięczności Brytyjczyków dla hindusów za ich udział w I Wojnie Światowej. Mierzy 42 metry wysokości u jej podnóży znajduje się grób nieznanego żołnierza przy którym wartę pełni hinduska armia. Kiedyś była bramą wjazdowa do miasta. Obecnie jest początkiem drogi królewskiej. Czegoś na kształt lokalnych Pól Elizejskich. Przyznam, że na mnie zrobiło to bardzo duże wrażenie. Niestety nie można było podejść bezpośrednio pod bramę, 15 sierpnia przypada Dzień Niepodległości, do którego trwają już przygotowania i teren jest wyłączony z użytkowania i zabezpieczany przez Policję.

Image

Następnie planowaliśmy przejść piechotką wzdłuż parków pod parlament i dom prezydenta jednak w połowie dystansu zrezygnowaliśmy ze względu na okropny upał. Wzięliśmy tuk-tuka i podjechaliśmy pod parlament oraz dom prezydenta. Następnie udaliśmy się na Connaught Place. Cała okolica to można powiedzieć dzielnica rządowa. Przy pałacu prezydenckim znajduje się również tz. Central Secretariat czyli siedziba wielu ministerstw między innymi obrony,spraw wewnętrznych, spraw zagranicznych czy finansów. W okolicy znajduje się wiele ambasad. Po obydwu stronach Rasztrapati Bhawan zlokalizowane są muzea i galeria w bardzo okazałych gmachach.

Image

Image

Image

Następnie zwiedzamy okolice Connought Place czyli ogromnego ronda, które ma w swoim środku rozmieszczone ulice wzdłuż mniejszego i większego okręgu. Usytuowane są tam drogie i bardzo drogie sklepy, restauracje i punkty usługowe. Śmiało można powiedzieć, że jest to okolica dla bogatszej części indyjskiego społeczeństwa. Co ciekawe znajduje się tam też targ z męskimi ciuchami. Można tam kupić chyba wszystko. Nie da rady przejść obok straganu aby nie zostać zaczepionym. Hello my friend, special offer for you ... tych tekstów mam już po dziurki w nosie... Najlepsza cena, najlepsza jakość, proszę zajrzyj... nic nie będziesz musiał płacić... ech Najlepszy sposób to odpowiadać, że nie mówi się po angielsku ;) Wtedy ich entuzjazm spada.

W środku ronda znajduje się mały park w którego centralnym punktem jest wysoki masz z ogromną flagą Indii. Bardzo lubię takie klimaty. Uważam to za dobry pomysł i trochę żałuje, że w Polsce nigdzie takiego nie widziałem. (wiem, że ma stanąć coś podobnego w Warszawie na Rondzie "Radosław" ale z flagą Polski Walczącej. Zobaczymy co z tego wyjdzie). Co ciekawe flaga była w bardzo dobrym stanie. Często zdarza się, że powiewająca na maszcie flaga wygląda źle, jest brudna czy postrzępiona. Ta natomiast była w takim stanie w jakim powinna być!

Image

Z okolic Connaught Place przedostajemy się metrem do starego Delhi, w okolice fortu i Dżama Masdżid. Podróż metrem w Delhii dla kogoś kto podróżował metrem w Europie jest szokiem. Sama podziemna kolejka (nazywana tutaj po angielsku metro a nie subway(tutaj to oznacza przejście podziemne) czy underground) stoi na bardzo wysokim poziomie. Wszystko jest bardzo nowoczesne i czyste. Dopiero niedawno kolejka obchodziła 10 lat istnienia o czym przypominają plakaty w metrze. Bilety są bardzo tanie od 10 do 25-30 rupii za naprawdę spory kawałek. Turyści mogą nabyć bilet jednorazowy jak wszyscy mieszkańcy lub dzienny (nie dobowy) obowiązuje w dniu skasowania do 23 (czyli mniej więcej godziny końca kursowania pociągów). Koszt dziennego to 150 Rp dla turystów jest dostępny również bilet 3 dniowy. Tutaj tez liczymy nie dobami a dniami tak jak przy jedno dziennym.

Image

Podróż mocno komplikują procedury. Żeby zakupić bilet kodowany na specjalnych tokenach każdorazowo musisz stać w kolejce do kasy a te są zawsze i zajmują kilka chwil. Dodatkowo wielu hindusów ma w nosie kolejkę i wpycha się jak tylko może i trzeba im przypominać, że przecież "Pan tu nie stał"! W kasie można kupić tylko bilety na najbliższy przejazd, nie sprzedadzą tobie biletu na kurs powrotny zatem znowu będziesz musiał stać w kolejce tracąc czas. Gdy już masz bilet i myślisz, że możesz jechać to jesteś w błędzie. Żeby wejść na teren stacji musisz przejść kontrolę bezpieczeństwa podobna do tych na lotnisku. Czyli musisz ustawić się w następnej kolejce, odczekać swoje, prześwietlić plecak przejść przez bramkę do wykrywaniu metalu i zostać sprawdzonym, przez policjanta. Z naszych kilku przejazdów metrem wynika, że są to raczej procedury dokładne, nie takie jak na dworcach gdzie tez prześwietlają bagaże ale chyba bardziej dla picu i pozorów. W metrze każą wyjmować, rzeczy z kieszeni, sprawdzają manualnie. To zajmuje trochę czasu. Przy niektórych wejściach do metra widzieliśmy tylko po 2 takie stanowiska jedno dla kobiet drugie dla mężczyzn ze zdecydowanie zawsze większym ogonkiem. Nie wyobrażam sobie co tam się dzieje w godzinach szczytu. Nie wiem czy tak jest zawsze czy to jakieś szczególne procedury związane z Dniem Niepodległości ale takie widoki jak te dają trochę do myślenia. Na zdjęciu nie widać może dokładnie ale opiszę je. Zobaczyć można specjalnie wybudowane stanowisko dla żołnierza z karabinem maszynowym skierowanym w stronę bramek bezpieczeństwa. Robi to wrażenie.

Image


Jest poniedziałek zatem fort jest zamknięty. Wysiadamy przy Chandni Chowk i spacerujemy tym nie kończącym się bazarem z możliwością zakupu chyba każdej rzeczy. Chcemy odwiedzić Meczet ale tam na wejściu pobierana jest opłata 300 Rp za aparat nie ważne czy osobny czy w telefonie komórkowym. Oczywiście pobierana jest tylko od obcokrajowców.... Nie udały się sztuczki z tym, że nie będziemy robić zdjęć i, że aparat się rozładował nie ma przebacz. Mówią, że mamy komórkę i będziemy robić foty. Co z tego, że co chwila wchodzi jakiś lokals z aparatem i telefonem. Ich się nie czepią. Zdecydowaliśmy się ostatecznie zapłacić ale Magdę i mnie chcą ubrać bo mamy odkryte stopy. Za wypożyczenie chust chcą kolejne 100 Rp od głowy. Mówimy, że ich pogrzało i dziękujemy ... Przyjdziemy jutro bez aparatu w długich spodniach. :)

Image

Image

Image

Image

Image

Image


Z racji zamknięcia fortu poszliśmy do rzadko odwiedzanego przez turystów a z racji profesji ciekawego dla nas miejsca - szpitala dla ptaków znajdującego się naprzeciwko fortu. To miejsce prowadzone przez hindusów od prawie 80 lat gdzie zwierzęta dochodzą do siebie po chorobach. Co ciekawe na miejscu mogą być leczone tylko ptaki roślinożerne. Mięsożerne mogą przebywać tam jeżeli same przylecą. Akurat udało nam się trafić na moment podawania leków. Gdy patrzyliśmy na wózek co podają podszedł do nas jak się okazało tamtejszy weterynarz i zagadał do nas. Gdy dowiedział się, co studiujemy oprowadził nas po całym szpitalu i trochę poopowiadał co tam się dzieje i jak szpital funkcjonuje. Szpital funkcjonuje już od 80 lat i utrzymuje sie wyłącznie z datków. Ciekawe, że kraju w którym tyle osób żyje w skrajnej nędzy ktoś zajmuje się rannymi gołębiami.

Image

Image

Następny punkt programu to targ przypraw. Ogromna wręcz ilość niedostępnych u nas i świeżych przypraw. Istne szaleństwo. Polecam szczególnie odwiedzić sklep ze zdjęcia, w którym uzyskacie olbrzymią wiedzę o przyprawach sprzedawanych, będziecie mogli wszystkiego spróbować a jak zechcecie to i kupić. Jednak nikt was w nachalny sposób do tego nie będzie zmuszał.

Image

Image

Do hotelu wracamy rowerową rikszą, których w okolicy jest mnóstwo. Można wynegocjować naprawdę dla europejczyka minimalne ceny a podczas wolnej przejażdżki jeszcze sporo ciekawych rzeczy zobaczyć.

ImageDzień dziewiąty 12.08

Zaczynamy od wizyty w biurze rezerwacji dla zagranicznych turystów i kupujemy bilety na najbliższy tydzień. Oczywiście w drodze do biura dowiadujemy się, od kilku osób, że jest ono w zupełnie, zupełnie w innym, jest remont, była powódź i spadł meteoryt.... Tak oczywiście... Najpewniej jeszcze powinniśmy dojechać tam jeszcze tuk- tukiem ... Ech krętacze i kłamcy. Pewien jegomość jeszcze na schodach prowadzących na piętro przekonywał nas, że źle idziemy. Praktycznie pod tabliczką mówiącą, że biuro rezerwacji jest w tamtym kierunku i, żeby ignorować oszustów...
Mamy bilety i plan na najbliższy tydzień jest taki:
12.08 wieczorem wyruszamy do Varanasi nocnym pociągiem
14.08 pociąg Varanasi - Amritsar 25 h ! ... :)
16.08 pociąg Amritsar - Chandigar
pociąg Chandigar- Simla
pociąg Shimla- Kalka - kolej wąskotorowa
Tam chcemy zostać tak 2-3 dni.

Ze stacji New Delhi chcemy metrem przedostać się pod Świątynie Lotosu. Jednak procedury o których pisałem w metrze trwają bardzo długo a niebieska linia na stacji Central Sekretariat okazuje się tak zapchana, że nie udaje nam się wsiąść do pociągu i wygląda, że z następnym będzie podobnie. Rezygnujemy i zmieniamy kierunek na Kaszmir Ghate. Tam przedostajemy się do fortu i tu rozczarowanie fort będzie otwarty dopiero po 15 sierpnia bo szykują go do przemówienia premiera z okazji święta. Trudno.

Image

Idziemy zatem do pobliskiej świątyni Shików, która widzieliśmy dzień wcześniej okazuje się, że można nią zwiedzić z przewodnikiem za zupełną darmoche. Polecam! Bardzo ciekawe doświadczenie. Aby dostac przewodnika należy udać się do znajdującego się na poziomie ulicy centrum turystycznego, stojąc przodem do swiątyni po lewej stronie. Tam zostaniemy poinfpormowani o zasadach zwiedzania i dostaniemy przewdonika. Zostaje nałożyc chuste na głowę i możemy zwiedzać. Nam trafił się bardzo ciekawy przewodnik, który zabrał nas we wszystkie miejsca łącznie z kuchnią wspólnoty. Nie będę się rozpisywał o samej religii mam nadzieję, że będzie na to miejsce po wizycie w Amritsarze. Wrzucę zdjęcia ze swiątyni i dodam, że na pewno warto, szczególnie dla tych, którzy nie wybierają się do Amritsaru. Na końcu dostaliśmy broszurki o Shilkchizmie w języku Polskim!

Wnętrze świątyni
Image

Kuchnia
Image

Kuchnia
Image

Miejsce wspólnego spożywania posiłków przez wspólnotę
Image

Świeta księga Sikhów- Sri Guru Granth Sahib
Image


Zdecydowaliśmy się tez na wizytę w meczecie z którego zrezygnowaliśmy dzień wcześniej. Byliśmy lepiej przygotowani ja miałem spodnie z odpinanymi nogawkami, które założyłem przed wejściem a Magda długie spodnie i bluzkę. Mimo to krętacze chcieli Magdę ubrać w chustę za 100 Rp. Zdecydowanie się temu sprzeciwiliśmy mówiąc, że w regulaminie nic o opłatach nie ma a nikt nie ma odkrytych nóg ani ramion. Mimo wszystko ubrali Magdę w tę chustę ale nic im nie zapłaciliśmy. Nie dajcie się i absolutnie nic nie płaćcie poza biletem za aparat. Gdybyście byli w 2 pary polecam wejść najpierw jedna para bez aparatu i telefonów następnie druga. Nie ma w środku zbyt wielu miejsc ciekawych rzeczy do fotografowania a ta opłata to po prostu ukryta płatność za wejście bo przecież nie można komuś zakazać wejścia do meczetu ale jego aparat już do meczetu wchodzić nie musi.... Tak jak pisałem do lokalsów nikt się nie przyczepia o telefony komórkowe itd.

Image

Image

Po meczecie idziemy na muzułmańską szamę na bazarze. Jemy baraninę i kebabiki. Wszystko pierwsza klasa!

Ciekawa scena pod jedną z restauracji. Jak wiadomo prawdziwy Muzułmanin powinien pomagać biedniejszym i potrzebującym. Ta gromadka mężczyzn czeka na kolanach pod jednym z lokali. Za chwilę wyjdzie właściciel i rozda każdemu zupę gdy ci będą na kolanach prosić go o pomoc!

Image

Wracamy do hotelu gdzie zostawiliśmy bagaże nic nie płacąc. Możemy również wziąć jeszcze prysznic, udostępniają nam kanciapę dla obsługi gdzie jest pryszczin - miły gest. Odświeżeni idziemy na stację.

Image

Image

Czy jest na forum elektryk?
Image

Image

Image

Na indyjskich dworcach są dwa rodzaje poczekalni pierwsza dla klasy sleeper taka zwykła znana np z niektórych naszych dworców, oddzielna dla kobiet i mężczyzn (choć ta zazwyczaj jest koedukacyjna) oraz poczekalnia dla klas wyższych (tak samo z podziałem płci). Ta druga jest klimatyzowana, czystsza z ekranem informującym o aktualnym statusie pociągów. W łazienkach znajdują się również prysznice. Standard powiedziałbym indyjski ale dla turystów z plecakiem może być to istotna informacja. Zdarza się, że przed wejściem czasami ktoś siedzi i sprawdza bilety jednak jak zauważyliśmy "białasów" się nikt o nic nie pyta, chyba zakładają, że niżej niż AC3 nikt z zachodu nie będzie podróżował :)

Takie listy wiszą na każdym wagonie
Image

Image

W pociągu Shiva Varanasi Express, który mknie z New Delhi i zatrzymuje się chyba tylko na jednej stacji spotykamy w naszej sekcji 2 amerykanki, które tez podróżują po Indiach oraz przedstawicieli handlowych firmy farmaceutycznej. Pierwsze 1,5h rozmawiamy z amerykankami a później gdy te poszły spać gaworzymy z handlowcami. Najpierw trochę o profesji, bo to jeden z zawodów dobrze płatnych które można wykonywać po naszych studiach, później o Indiach. Wypytali nas dokładnie o plan podroży, dali dobre rady. Następnie przeglądali nasz polski przewodnik i robili nam quiz z historii i wiedzy o Indiach. Chyba byli zadowoleni, że trochę wiemy o ich kraju.Dzień 10 Varanasi

Jechaliśmy tutaj z dużymi obawami gdyż spotkani w świątyni Sikhów Francuzi powiedzieli nam, że dopiero wrócili z Varanasi i sytuacja na miejscu nie jest dobra. Ze względu na trwającą porę monsunową poziom Gangesu jet bardzo wysoki, większość ghatów jest zalana. Nie pływają również łodzie bo kilka dni temu jedna z nich się wywróciła i utonęło 20 osób.

Cóż nie ciekawie ale postanowiliśmy pojechać z nadzieja, że może coś się poprawi. Na początku mieliśmy trochę problemu ze znalezień noclegu, który wyglądałby przyzwoicie. Po odwiedzeniu kilku miejsc chcieliśmy wybrać dość drogi hotel Alka z pokojem bez łazienki ale ostatecznie tuz przed nim weszliśmy do Sun rise lodge guest hause. Który był tuż obok. Miał WiFi, taras z widokiem na rzekę i miasto. Pokój mały ale z łazienka, czysty i dodatkowo miał oprócz wiatraka taką elektryczną dmuchawę wielkości klimatyzatora z woda w środku. Zapłaciliśmy 600 Rp. Miejsce możemy śmiało polecić. Obsługa bardzo pomocna. Gdyby ktoś szukał innego miejsca to później przypadkiem trafiliśmy do świetnie wyglądające Scinda Guest Hause. Gdybyśmy trafili tam wcześniej na pewno byśmy zostali tam na noc.

Image

Image

Image

Image

Image

Image


Samo miasto mnie zdecydowanie rozczarowało. Nie wiem jak duży wpływ miał na to stan Gangesu i zalanie części ghatów ale naprawdę nie dostrzegłem w nim nic z magii o której w relacjach i przewodnikach czytałem. Zdecydowanie było to najbrudniejsze miasto w Indiach, które do tej pory widziałem. Robactwa, szczurów, małp, krów, kóz w wąskich uliczkach tworzących istny labirynt dla kogoś obcego cała masa! Dodatkowo nie idzie przejść uliczkami nie wdeptując w jakiś krowi placek. Wystarczy chwila nieuwagi, zamyślisz się lub zapatrzysz w towar sprzedawany w sklepikach i już jesteś upaćkany...a kto nie chodzi w Indiach w sandałach ? Plus jest taki, że łatwo je myć :) Syf, kiła i mogiła. Ciekawe jest jedyne to, że te uliczki mają kilkaset lat.

Varanasi jest uznawane za święte miasto. Ludzie przyjeżdżają tu kąpać się w Gangesie aby zmyć wszystkie grzechy. Dodatkowo wielu ludzi, wierzy, że umierając tutaj i będąc tutaj spalonym szybciej trafi się do raju. Zatem ściąga tutaj wielu starszych i schorowanych ludzi aby dożyć ostatnich dni. Następnie ich ciała są palone w jednym z Ghatów a resztki z palenisk wrzucane są następnego dnia po ustaniu ognia do rzeki.
W ceremonii spalenia udział wziąć może tylko męska część rodziny zmarłego. Podobno kosztuje to rodzinę zmarłego sporo pieniędzy ale wszyscy oni cieszą się, że dzięki temu bliski szybciej pójdzie do nieba. Ogień palący się tutaj nieprzerwanie od wieków, ze specjalnego źródła podkłada tylko specjalna grupa osób. Byliśmy w miejscu palenia zwłok. Faktycznie atmosfera jest dość specyficzna ale myślałem, że zrobi to na mnie większe wrażenie. Spodziewałem się dużego smrodu palonych ciał ale co ciekawe niczego takiego nie było. W miejscu tym, nie można robić zdjęć palonych ciał pod groźbą dużych nieprzyjemności o czym informują wszystkie źródła od przewodników po ludzi z recepcji hotelu. I faktycznie jest to tam pilnowane i przestrzegane. Chociaż jak zwykle w Indiach pilnuje się białasów a lokasii strzelają fotki...

Image

Image

Image

Image

Oczywiście nawet tam nie brakuje oszustów, którzy biorą obowiązkowe dotacje za to, że stoisz na balkonie i oglądasz ceremonię albo zbierają dotację na drewno... Nie dajcie się naciągnąć. Od nas też chcieli kasę a że powiedzieliśmy im, że datki nie są obowiązkowe to nas nie miło wyrzucono z tarasu... Cóż taki tutaj w Indiach mamy klimat ale oszukać się nie daliśmy. Z dołu też widzieliśmy to co chcieliśmy.

Image

Wieczorem jeszcze byliśmy na różnych ceremoniach na rzeką.


Dodaj Komentarz

Komentarze (26)

m3lm4k 17 października 2014 09:05 Odpowiedz
Przyjemnie sie czyta. Czekamy na kolejne czesci :)
olir1987 17 października 2014 10:46 Odpowiedz
czekam na więcej, zapowiada się fajnie no i cena lotu heh boska;)
klapio 29 października 2014 20:24 Odpowiedz
Bardzo fajnie się czyta, czekam na dalsze części :-)
marek2011 29 października 2014 21:21 Odpowiedz
No w tempie, które narzucił Kacper, relacja skończy się w 2020 :P
wro71 29 października 2014 21:41 Odpowiedz
Też ostatnio leciałem na tej trasie, wrażenia kulinarne bardzo fajne w czasie lotu do Bombaju, nieco gorzej podczas powrotu, ale on się odbywał w porze nocnej. Nie zgodzę się z tym, że rozłożenie fotelu bez uprzedzenia lub uzyskania zgody w porze dziennej to buractwo. Odnośnie wymiany walut: najlepiej w agencjach bankowych i większe kwoty (minimum 200 USD i kurs 65 INR za dolca). W New Delhi wymieniłem 10 dolców po kursie 53 INR. Zbiłeś kwotę za bilety do 700 PLN jakimś kodem czy tak pierwotnie było? Mnie na trasie WAW-CDG-BOM-DEL-BOM-CDG-PRG kosztowały ok 980 PLN. Czekam na kolejne odcinki relacji.
sko1czek 2 listopada 2014 16:47 Odpowiedz
Gaszpar, dzięki za relację, wybieram się do Bombaju w styczniu, bardzo się przyda.Małe sprostowanie: myślę, że nie ty byłeś główną atrakcją w Taj, ale blondynka widoczna na zdjęciach. Nie wiem, czy ty brałeś dzieci do zdjęcia na ręce czy ona? Hindusi uważają, że białogłowy przynoszą szczęście...
gaszpar 2 listopada 2014 17:11 Odpowiedz
Uwierz, że nie było dla nich różnicy czy wpychali mi na ręce dzieci czy mojej Magdzie ;) PS. To oczywiście jeszcze nie prawdziwy Taj :)
gosiagosia 2 listopada 2014 18:10 Odpowiedz
sko1czek 2 listopada 2014 20:37 Odpowiedz
To u mnie było inaczej- wszyscy te dzieci wciskali dziewczynie, z którą byłem. Albo mi się już zapomniało, bo mój jedyny wyjazd do Indii był w 2009 roku ;)
tygrysm 29 grudnia 2014 17:17 Odpowiedz
W końcu udało mi się doczytać! Super relacja - bardzo dobrze się ją czyta i wracają wspomnienia kłótni z tuktuk driverami - liczę na resztę ;)
natalia 29 grudnia 2014 18:38 Odpowiedz
Ciekawa relacja!
yourfashion1991 19 listopada 2015 15:01 Odpowiedz
Omg widoki cudowne, ale te śmieci ? Te świnki na ulicy , nie miałam pojęcia że tam jest taki bałagan na ulicy :O
dziabulek 29 września 2016 08:02 Odpowiedz
Fajna relacja, ale z ostatnich dwóch wpisów sporo zdjęć się nie wgrało. Tak mniej więcej co drugie.
olajaw 29 września 2016 09:16 Odpowiedz
U mnie nie widać czterech zdjęć z ostatniego posta :(
gaszpar 29 września 2016 09:23 Odpowiedz
Posprawdzam dzisiaj ich udostępnienie. Niestety wrzucam je na google a teraz strasznie pomieszali i utrudnili wrzucanie fotek :/
logis 29 września 2016 11:49 Odpowiedz
Fajna relacja, utwierdziła mnie w przekonaniu ,że z żoną nie mam tam po co jechać. Gdyby zobaczyła hotel z pierwszego zdjęcia to nawrotka na lotnisko i wraca do domu. Określenie "brud, smród i ubóstwo " nabiera w Indiach nowego znaczenia.
dziabulek 29 września 2016 12:18 Odpowiedz
Brud to jedno, z pewnością można tego uniknąć wybierając hotele o wysokim standardzie. Ale też to ciągłe naciąganie i próby oszustwa turystów, pewnie potafi być to strasznie irytujące. No ja też Indie mam dalekkkkoooo w swoich planach podróżniczych.
gaszpar 29 września 2016 12:31 Odpowiedz
Uporałem się z fotkami- mam nadzieję, że działają już wszystkie (NIECH ZGINIE TEN KTO ZMIENIŁ CAŁY GOOGLOWSKI SYSTEM I SKASOWAŁ PICASSE!!) zabieram się za wstawianie kolejnych odcinków relacji
monus 29 września 2016 12:32 Odpowiedz
@dziubalek wysoki standard hotelu nie gwarantuje czystości. Tu też jest raczej loteria. Np. w Bombaju Hilton to masakra - o ile pokój można przeżyć to to co się działo w restauracji to dramat, ale już w Intercontinetalu było więcej niż ok.
kravkrk 29 września 2016 12:38 Odpowiedz
Spoko relacja, tym bardziej że i u mnie Indie są na bardzo odległym miejscu na liście krajów do zwiedzenia. Twoja relacja tylko mnie w tym utwierdziła, że to nie dla mnie (o żonie nie wspomne ;) ) Od dzisiaj Indie będę mi się kojarzyć z państwem "Królów robienia w wała turystów na każdym kroku" :D
logis 29 września 2016 13:03 Odpowiedz
I nie tłumaczmy tego jak niektórzy mają w zwyczaju " bo taka tradycja"
buby 28 grudnia 2016 23:23 Odpowiedz
Panie, leć pan dalej ;)
julk1 28 grudnia 2016 23:46 Odpowiedz
No właśnie 3 miesiące upłynęło od ostatniego postu, a tu nic. A tak ciekawie zaczęła się ta relacja...
mackoz 29 grudnia 2016 00:43 Odpowiedz
@‌Gaszpar‌ to zdąży pojechać jeszcze raz do Indii, nim skończy tę relację :lol: :lol:
pietrucha 12 grudnia 2018 18:46 Odpowiedz
Czy można liczyć na to, że relacja zostanie reaktywowana? :)
tunczaj 12 grudnia 2018 18:51 Odpowiedz
wraz z zblizajacym sie koncem roku walka o zloty kilof nabiera rozpedu